REQUIEM RECORDS


To wydawnictwo mające na celu promocję muzyki elektronicznej, ambientalnej 
i postindustrialnej. 

Od teraz skupiamy się na dokumentowaniu nagrań polskich zespołów działających na przełomie lat 70-tych, 80-tych i 90-tych. Grup dziś zapomnianych, których muzyka nadal ma ogromny potencjał. Ta muzyka jest ponadczasowa 
i warto byś się o tym przekonał...



KONTAKT


ZAMÓWIENIA

 
 

AQUAVOICE | electronic music | requiem rec 15/2004 |


Muzyka organizatora Międzynarodowych Prezentacji Muzycznych Ambient (Gorlice). Bardzo długa płyta, na której autor prezentuje swoją wizję ambientu (blisko stąd do takich płyt jak "Fires of Ork", "Insomnia" - Biosphere). Zimne wstęgi buczących dronów. Masa mroźnego powietrza, chłodu i mglistej atmosfery. Muzyka przenosi nas w misternie skonstruowany świat, pełen przestrzeni, strzępek odgłosów, rozmów i zrytmizowanej elektroniki. Niekiedy fragmenty leżą nieruchomo, czasem dryfują bardzo powoli. To taki syntetyczny soundtrack spokoju, jaki można spotkać wczesnym rankiem, zimową porą.

cdr | dvd case | 69 min

01. labyrinth
02. dancing snowflakes
03. wet tale
04. living in the city
05. last train
06. secret life of birds
07. glass
08. moth
09. blue
10. insomnia
11. hypnosis (cały utwór)
12. the end

AQUAVOICE










Pod koniec lat 70-tych wraz z Mirosławem Czyżykiewiczem i kilkoma innymi przyjaciółmi zakłada "PRACOWNIĘ TRÓJWYMIAROWYCH MARZEŃ" - grupę grającą muzykę z pogranicza elektroniki. W roku 1999 wraz z Piotrem Woltyńskim zakłada duet "AQUAVOICE". 

W roku 2001 Tadeusz Łuczejko działając już jako solista pod starym szyldem "AQUAVOICE" zostaje laureatem złotej dziesiątki plebiscytu słuchaczy radiowej "TRÓJKI" na najlepsze nagranie muzyki elektronicznej.

Na swoim koncie ma koncerty obok takich artystów jak: Tomasz Stańko, Józef Skrzek, Marek Hołoniewski, Banco de Gaia, "Higher Inteligence Agency", Marek Biliński czy Wojtek Konikiewicz.

Od roku 2003 Tadeusz Łuczejko jest organizatorem i dyrektorem artystycznym Międzynarodowych Prezentacji Muzycznych "AMBIENT", które corocznie odbywają się w Gorlicach.

W roku 2007 otrzymuje wyróżnienie "MOST STAROSTY", którego laureatami są m.in. Andrzej Stasiuk - pisarz, Zbigniew Preisner - muzyk, Mariola Cieniawa-Puchała - pianistka. Dwa lata później zostaje laureatem nagrody "MOST STAROSTY" jako współzałożyciel zespołu "OSTATNIA WIECZERZA w KARCZMIE PRZEZNACZONEJ DO ROZBIÓRKI". Na swoim koncie ma siedem płyt autorskich. Jedna z nich zatytułowana "COLD" znalazła się na pierwszym miejscu wśród najchętniej kupowanych płyt z muzyką elektroniczną z katalogu firmy "GENERATOR"

Jako plastyk, przez siedem lat projektował ilustracje książkowe współpracując z takimi wydawnictwami jak "Iskry", "Alfa" - Warszawa, "PiK" - Katowice czy "ART" w Kielcach.Za swoje plakaty otrzymał kilka nagród i wyróżnień. Jest autorem kilku wystaw indywidualnych między innymi w Dani, na Słowacji oraz w Polsce-w Warszawie (dwukrotnie) w Katowicach w Żywcu w Tarnowie, w Nowym Sączu. W roku 2007 Tadeusz Łuczejko został wpisany jako artysta do międzynarodowej encyklopedii "Who is Who"

foto. Maciej Kolasiński

www.aquavoice.prv.pl
aquavoice@op.pl


RECENZJE

Coroczny festiwal muzyki elektronicznej w Gorlicach jest jedną z niewielu imprez w Polsce, podczas których można posłuchać i obejrzeć artystów prezentujących różne odmiany muzyki syntezatorowej. Nic więc dziwnego, że autorski projekt Tadeusza Łuczejko, organizatora przeglądu, ukrywającego się pod szyldem Aquavoice, jest syntezą różnorodnych wpływów, jakie zaznaczyły swą obecność podczas aranżowanych przez niego spotkań. 
Większość nagrań na "Electronic music" mieści się w kategorii ciepłego ambientu. Poszczególne kompozycje tworzą jasne smugi syntezatorowych dźwięków, uzupełnione zminimalizowanym cykaniem perkusji oraz przyjaznymi głosami otoczenia. Tak dzieje się w "Labirynth", "Dancing Snowflakes" i "Secret Life Of Birds". To jednak nie wszystko - Łuczejko wprowadza do swej muzyki szereg elementów urozmaicających ambientową formułę. "Wet Tale" to czytelne odwołanie do kanonów szkoły berlińskiej wyznaczonych przez Tangerine Dream, a "Blue" - wyraźne nawiązanie do ilustracyjnych zdolności Vangelisa. "Living In The City" przynosi z kolei dalekie echa przemysłowego industrialu, pozbawionego swej toksycznej drapieżności, a "Glass" - muzyki sakralnej wypranej z metafizycznego kontekstu. "Moth" i "Insomnia" brzmią jak fragmenty większych soundtracków do filmów sci-fi, a wieńczący całość "Hypnosis" - łączy w zgrabny sposób głębokie emocje niesione przez melodię graną na gitarze akustycznej z lodowatym chłodem bijącym od syntezatorowego tła. 
"Imię ciszy" jawi się jako erudycyjny przegląd muzycznych fascynacji swego autora. Nie ma jednak w tej muzyce za grosz pretensjonalności - przeciwnie, wszystkie nagrania urzekają swą prostotą i czytelnością. Ich piękno jest świadectwem unikalnej czystości intencji tworzącego je artysty. 
P.S. Gwoli ścisłości Aquavoice to duet - za muzykę odpowiada Tadeusz Łuczejko, a za wizualizacje podczas koncertów - Wojciech Wójcik.

Paweł Gzyl http://www.vivo.pl/gaz-eta

Nie ma prostszego opisu tej płyty. Tytuł "Electronic Music" dokładnie oddaje charakter. Mimo, że nazwa projektu stanowi nawiązanie do światów pod wodnych osobiście kojarzę ją z przestrzenią kosmiczną i makroskalą... 

Piękno płyty jest oczywiste, zawiera się w każdym z utworów. Jest jak powolne budowanie głębokiej pulsacji wszechobecnej fali... dudnienia niskich częstotliwości nasuwały mi skojarzenia z ruchem planet. Czasami miałem wrażenie, że do płyty powinna zostać dołączona druga z grafikami lub symulatorem lotów... Obraz jest jak niewidzialny element. Obecny. Przychodzi zaraz po wsłuchaniu się w pierwsze sekundy materiału. Warto dołożyć jeszcze, że płyta jest bardzo dopracowanym krążkiem. Słucha się jej i słucha... Z elektronicznym ambientem zawsze jest ten sam kłopot - niewiele można o nim napisać. Siła gatunku tkwi w samej jego formule. Łatwo jednak wyłowić produkcje słabe i mocne, jakościowe od oszustw. Z Aquavoice nie ma żadnego problemu. Płyta stanowi całość, której można słuchać i słuchać i słuchać. Dla miłośników wysokich lotów.

Jarosław Grzesica http://www.syntezatory.pl

Projekt Aquavoice powstał w roku 1996 - wtedy to Tadeusz Łuczejko razem z Piotrem Woltyńskim zagrali po raz pierwszy na festiwalu "EL-IZERIE" w Świeradowie Zdroju. Po dwóch latach odpowiedzialny za muzykę Aquavoice został już tylko Łuczejko - i tak jest do dziś. Artysta nie jest tylko muzykiem - zajmuje się też sztukami plastycznymi, jest również organizatorem - to właśnie dzięki niemu gliwickie międzynarodowe prezentacje muzyczne "AMBIENT" mają już na swym koncie pięć edycji [szósta, tegoroczna, odbędzie się w dniach 15-17 lipca]. Jeśli ktoś chciałby usłyszeć jak brzmi muzyka Aquavoice - powinien sięgnąć po wydaną niedawno przez Requiem Records płytę Łuczejki "Electronic music", będącą chyba najlepszą wizytówką artysty.

Jak sam tytuł wskazuje - materiał na tą płytę przygotowany został głównie na wszelkiej maści przyrządach elektronicznych. Łuczejko bardzo jasno określa więc źródło swych dźwięków, ich pochodzenie - resztę pozostawiając słuchaczowi. Nie mamy więc nic w stylu "Music for..." - ten materiał może prowadzić w wiele miejsc, może też spełniać wiele ról. Jedno jest jednak pewne - "Electronic music" to muzyka działająca na wyobraźnię, niesamowicie przestrzenna, bardzo spokojna - jednocześnie nie dająca się sprowadzić tylko do roli tła; ja sam z takim właśnie nastawieniem wkładałem krążek do odtwarzacza, zaraz potem zostałem jednak mile zaskoczony - oto bowiem Aquavoice, mimo iż prezentuje muzykę niezwykle delikatną i - wydawałoby się - ulotną, potrafi wypełnić ją wielką liczbą różnego rodzaju brzmieniowych smaczków i niespodzianek. Autor dwoi się i troi, aby ten prawie 70-minutowy materiał nie nudził. I na szczęście: dwoi się i troi z zaskakująco dobrym rezultatem, śmiało nawiązując swym brzmieniem do wielkich światowego ambientu: Briana Eno [otwierający płytę "Labyrinth" swym poziomem przypomina znakomitą "Shutov Assembly" Eno], Biosphere ["Hypnosis" pełne jest odniesień do twórczości geira jenssena], czy sense [najlepszy chyba na płycie "Last Train" z "idealnie monotonnym" stukotem toczącego się pociągu]. "Electronic music" znakomicie więc sprawdza się późnymi wieczorami [nic dziwnego, wszak label requiem określa swe wydawnictwa hasłem "muzyka na dobranoc"], i choć całość trwa bardzo długo - nie nuży na szczęście słuchacza, jest na pewno jedną z podstawowych wartości udanej muzyki ambient. Produkcyjnie krążek przygotowany jest bardzo starannie - wspomniana mnogość dźwiękowych niespodzianek [elementy field recording, fragmenty ludzkich wypowiedzi, różnego rodzaju efekty] nie oznacza w tym przypadku przeładowania - co czyni muzykę Aquavoice jeszcze bardziej wysublimowaną. Minusy krążka? Może kawałek "Moth" - dość naiwnie "mroczny", bez którego płyta na pewno mogłaby się obejść.

Dokąd więc prowadzą słuchacza dźwięki "Electronic music"? W moim przypadku były to rejony bardzo organiczne, kojarzące się z naturą i naturalnością ["Dancing Snowflakes", "Secret Life of Birds"], choć wiem, że muzyka Aquavoice potrafi nasunąć bardziej kosmiczno-planetarne skojarzenia. I na koniec: "Electronic music" jest w stanie prowadzić niekoniecznie do miejsc - może też nasuwać wnioski - ot choćby ten, iż w Polsce można zagrać ciekawy, wartościowy ambient.

Krzysztof Stęplowski http://www.nowamuzyka.prv.pl

Zadziwia konsekwencja Łukasza Pawlaka, twórcy rodzimej wytwórni Requiem. Od dziesięciu lat stara się on promować muzykę i artystów, tworzących z dala od blasków mainstreamu, w zasadzie szerszemu gronu słuchaczy kompletnie nie znanych. Requiem początkowo specjalizowało się w wydawnictwach z okolic industrialu, dzisiaj w katalogu wytwórni odnaleźć można downtempo, lounge czy nowy jazz - osadzone w muzycznym podziemiu, jednakże wybijające się na muzyczne wyżyny. Sam Pawlak w mojej pamięci zapadł jako współtwórca ciekawego projektu Nemezis (wraz z Maćkiem Stanieckim, być może ich kolejna płyta ukaże się na jesieni tego roku), istniejącego od 1996 roku i emitującego na swoich płytach przyciągające polotem i pomysłowością dźwięki przypominające natchnioną elektroniczną medytację. 
W czasach, kiedy masy odwracają się od muzyki artystycznej, kiedy nowatorstwo i talent do umiejętnego łączenia karkołomnych często gatunków przestało mieć znaczenie, istnienie i kolejne wydawnictwa Requiem zasługują na szczególną uwagę i szacunek. 
Wśród licznych projektów i skrywających się pod nimi artystów, jednym z ostatnich albumów, który ujrzał światło dzienne dzięki labelowi Pawlaka jest muzyczna odyseja organizowanych w Gorlicach Międzynarodowych Prezentacji Muzycznych Ambient. 
Płyta, wydana w skromny acz interesująco barwny dvd-case (świetny projekt okładki Łukasz Pawlaka), jest autorstwa samego organizatora tychże prezentacji - Tadeusza Łuczejko, realizatora dźwięku i plastyka, który swoje koncerty wzbogaca wizualizacjami (w tej chwili zajmuje się nimi Wojtek Wójcik), wywołując wrażenie staranności w pracy nad swoim przedsięwzięciem. Album "Electronic Music" uchodzi oto za nie tyle obraz gorlickiego przeglądu co efekt dotychczasowej pracy artystycznej Łuczejki. Album długi - składający się z dwunastu kompozycji, trwający blisko siedemdziesiąt minut posiada jednakże jedną z główny zalet podobnego typu pozycji - nie nuży i nie przeciąga się w niepotrzebną czasową przestrzeń. Ktoś rzec mógłby, iż za maksymą Requiem - to muzyka na dobranoc i jedynie najlepiej sprawdzić się może "do poduszki", jednak - o dziwo - sprawdza się ona świetnie i w innych sytuacjach.
"Electronic Music" odebrałem jako doskonałą ścieżkę dźwiękową do niewinnej wegetacji. Fakt, zasypia się przy tym wybornie, ale muzyka na niej zawarta znakomicie potrafi ukoić także po ciężkim, pełnym stresów i nieszczęść, dniu (jak również w jego trakcie). Słucha się tego z podświadomym podejrzeniem przebywania w zupełnie innym miejscu aniżeli w danej chwili przebywamy - momentami zdaje się to być najciemniejsza wodna głębina, innym przestrzeń kosmiczna, bądź też przedział w pociągu pełzającym w żółwim tempie po torach. Nieznana mi wcześniej postać Łuczejki ukazuje nieszablonowe podejście do kwestii ambientu i plastycznej strony muzyki. Malownicze dźwiękowe pasaże, pełne ogromnej przestrzeni, wzbogacane odpowiednio przygotowanymi niespodziankami muzycznymi, pluskającymi i trzeszczącymi daleko w tle. Niekiedy muzyka nabiera charakteru mrocznej podwodnej podróży, innym zaś razem stosując subtelność strun gitary kojarzy się z przenikaniem zmysłowych granic. 
Zachwycony niegdyś wydawnictwami Cold Meat Industry, odnalazłem tutaj niespodziewanie udane rodzinne odpowiedniki dla najlepszych propozycji Zoviet France, dubowo-ambientowych zapędów Laswella czy klasyków z Brianem Eno na czele.  Nie tylko zasypiajcie przy tej muzyce. Spędzajcie z nią dużo czasu.

Tomek Doksa Radio Centrum (Rzeszów), http://popupmagazine.pl

To już piąta płyta artysty z Gorlic. Tym razem wydana przez Requiem Rec. Ponieważ od samego początku twórczość Tadeusza Łuczejki mocno mnie intrygowała i niejednokrotnie mile zaskoczyła (szczególnie limitowany "Virus") nie omieszkałem też sięgnąć po najnowszą produkcję. Niestety mimo wielokrotnego słuchania odczuwam niedosyt. 
"Electronic Music" to zbiór raczej krótkich kompozycji o dość odmiennych klimatach. Nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie dość drażniący mnie fakt. Na krążku jest kilka bardzo klimatycznych, mrocznych kompozycji, które niestety sprawiają wrażenie uciętych, zbyt gwałtownie zakończonych (szczególnie "rzuca się to na uszy" przy "Glass" gdzie obiecujący temat, rozwijając się, nagle ulega wyciszeniu). Obecność zaś "Dancing Snowflakes" jest wg mnie lekko niepożądana (odmienna nieco faktura i przesłanie jakoś nie pasują do reszty zamieszczonych kompozycji). Tyle o minusach. Sytuację jednak ratują (w pewnym sensie) inne umieszczone na płytce utwory (choćby np. "Moth"; nie wiem dlaczego ale zawsze przy tym nagraniu staje mi przed oczami obraz wraku jakiegoś potężnego krążownika galaktycznego, "Zelbinion" Rozjemców z "Farscape" ? ;-) ). Większość kompozycji utrzymana jest w klimatach spokojnego ambientu, czasami dość mrocznego, czasami rytmicznego (dynamika budowana jest raczej środkami muzycznymi niż perkusyjnymi). Momentami usłyszymy odwołania do klasycznej muzyki elektronicznej, ale nie są one nachalne i stanowią raczej niezbędne uzupełnienie niż jakiś temat przewodni. Mimo tych niewątpliwych plusów całość niestety wydaje się nie do końca przemyślana. Śmiem nawet twierdzić, że gdyby tak wyrzucić z płytki 2-3 utwory a 2-3 inne wydłużyć (wspomniany wyżej "Glass" aż się o to prosi) efekt końcowy byłby lepszy, a tak mamy mały misz-masz, przyjemny wprawdzie dla ucha, ale jednak misz-masz. Muszę przyznać, że mając w pamięci (no i w zbiorach) mrocznego (i doskonałego moim zdaniem) w/w "Virusa", liczyłem na cos zbliżonego. "Electronic Music" na pewno mu nie dorównuje, ale też nie można uznać jej za płytę złą, bo byłoby to niesprawiedliwe. 
Moim zdaniem to taka mała zniżka formy artysty w stosunku do poprzednich dokonań (każdemu się to zdarza i jest całkiem naturalne). Mimo to nawet przy tej płytce wyczuwa się (zresztą tak jak na poprzednich krążkach) ogromny potencjał Aquavoice i z pewnością słuchacze będą w przyszłości niejednokrotnie zaskakiwani niecodziennymi obrazami dźwiękowymi "malowanymi" przez Tadeusza Łuczejkę.

Grzegorz 'El-Skwarka' Skwarliński http://astral.voyager.prv.pl

Wydawać by się mogło, że w muzyce ambient już wszystko zostało powiedziane. Przecież to "tylko" muzyka otoczenia, która jest a jednocześnie jej nie ma. Wydawać by się mogło, że w recenzji takiej płyty nieodzowne będą wtrącenia o delfinkach, wielorybkach, strumyczkach, rzeczkach, morzach czy oceanach a nie daj Boże słowne wycieczki w stronę przepastnego kosmosu, nieskończonych uniwersów i tajemniczych sygnałów z Alfa Centauri. Wydawać by się mogło, że płyta do której nie można podpiąć tych wszystkich stereotypowych łatek i etykietek nie może powstać w Polsce! 
Jednak AQUAVOICE jest projektem osobnika znanego z organizacji Międzynarodowych Prezentacji Muzycznych Ambient w Gorlicach, projektem który zaskakuje i urzeka!
Pierwszy stosunek z tym wydawnictwem odbyłem dwa razy z rzędu by po przerwie wypełnionej innym albumem spróbować raz jeszcze. I za każdym razem było... cudowniej.
To co odebrałem spiąłem nazwą "muzyka translokacyjna". Mimo, że numery nigdzie nie pędzą, nie poganiają nas, są "Tu i Teraz", przemijają niby bez echa ale w istocie funkcjonują niczym tunel czasoprzestrzenny przenoszący jednak nie ciała a umysł, uczucia i emocje.
Efekt takiej mentalnej teleportacji jest oszałamiający bo dźwięki niosą walory relaksacyjne a po powrocie do swych ciał czujemy się zregenerowani i nastrojeni. 
Jednak ta muzyka oparta jest nie tylko na mistycznych doznaniach. Zbudowana jest na silnych, artystycznych fundamentach. Niemal w każdym utworze pobrzmiewa jakieś znane echo. A to czasem zabrzmi PLAID'owski spowolniony i skrywany funk lo-fi, czy arytmiczne modulacje Ae opatulone ciepłem Eno. W "Secret Life of Birds" odnajdziemy dźwiękowe wycieczki w stronę "Zamia Lehmanni" SPK a w zamykającym "The End" wyraźną (choć może niezamierzoną) inspirację "Drifting Like Whales In The Darkness" (ambientowy numer stechnicyzowanego Sven Vath'a). I jeszcze nie jeden raz zabrzmi nam coś tu znajomo ale to absolutnie nic złego. Tę przestrzeń wykreował dojrzały człowiek, który wie, że muzyka nie zawsze musi być rewolucyjna by była dobra. Jeśli wypływa z duszy, jest szczera a powstaje dzięki wrażliwości i wyobraźni przemówi do słuchaczy. Ja za nią kojąco krzyczę!

dRWAL http://muzyka.wp.pl

Po zapoznaniu się z biografią Aquavoice stwierdziłem, że będę mieć do czynienia z następnym epigonem szkoły berlińskiej. Zdaje sobie sprawę, że jest sporo fanatyków tego typu brzmień, ale mnie odrzuca od tej pompy, melodycznej trywialności i przewidywalności kolejnych "następców" Tangerine Dream. Mimo jednak średnio zachęcającego tytułu, zawartość 'Electronic Music' nie daje zbyt wielu powodów do narzekania.

Zamiast do Niemiec kierowałbym się tutaj albo w stronę Skandynawii, albo w stronę Stanów Zjednoczonych. Mam wrażenie, że Tadeusz Łuczejko chadza podobnymi ścieżkami, co Biosphere czy Steve Roach w latach 80tych. Podobnie maluje brzmieniami, wyciskając z powolnych chłodnych barw to, co najcieplejsze. Subtelne wprowadzenie dźwięków otoczenia i sampli wokalnych (Glass) podkreśla organiczność jego Electronic Music. Cieszę się też tym faktem, że zamiast rozciągać kompozycje do granic możliwości, muzyk postawił na krótsze impresje. Malowane delikatną kreską nadają płycie klarowności i spójności. 

Kolejne kompozycje sączą się leniwie prowadzone przez melodie wyznaczane pojedynczymi dźwiękami. Kuracja uspokajająca w sam raz przed snem. Polecam zapoznanie się zmęczonym mrocznymi głębiami dark ambientu. Oni mogą zacząć słuchać od najciemniejszej kompozycji - Moth. Jeśli zaskoczy, to reszta też się spodoba. Mi pozostaje nastomiast zapoznać się z pierwszymi trzema albumami Aquavoice i odrzucić wszelkie "niemieckie" stereotypy związane z tym projektem.

Michał [orwell] Porwet http://www.postindustry.org

© requiem records