REQUIEM RECORDS


To wydawnictwo mające na celu promocję muzyki elektronicznej, ambientalnej 
i postindustrialnej. 

Od teraz skupiamy się na dokumentowaniu nagrań polskich zespołów działających na przełomie lat 70-tych, 80-tych i 90-tych. Grup dziś zapomnianych, których muzyka nadal ma ogromny potencjał. Ta muzyka jest ponadczasowa 
i warto byś się o tym przekonał...



KONTAKT


ZAMÓWIENIA

 
 

BANABILA – MONOSCOPE | live mix | requiem rec 25/2005


Banabila to jeden z czołowych przedstawicieli europejskiego Nowego Ambientu. Holenderski artysta o nieograniczonym wachlarzu muzycznej wyobraźni, od muzyki filmowej czy teatralnej po nowe brzmienia czy ambient. Płyta "Banabila – Monoscope: LIVE MIX" to na nowo zmiksowany zapis koncertu, który odbył się podczas MPM Ambient 2005 w Gorlicach. Dziewięć utworów obejmujących prawdziwe spektrum zainteresowań artysty. Organiczny posmak brzmień analogowych skotłowany z cyfrową fakturą, która ewoluuje od szmeru, dźwięków otoczenia, dronów do melodii. Dysk drugi to DVD zrealizowane przez polskiego twórcę w zakresie video performance'u i multimediów – Monoscope. Połączenie muzyki z hipnotycznym, niejednoznacznym obrazem.

cdr / dvdr | dvd case | 51 min

01. 
02. (cały utwór)
03. 
04. 
05. 
06. 
07. 
08. 
09.

BANABILA – MONOSCOPE












MICHEL BANABILA

Muzyk eksperymentalny z Rotterdamu / Krakowa, urodzony 14 kwietnia 1961 roku w Amsterdamie. Matka jest Holenderką, ojciec – Jemeńczykiem.

Zainteresowany jest głównie elektroniczną manipulacją ludzkim głosem oraz komponowaniem / rearanżacją sampli z fragmentów tekstowych. Poza instrumentami akustycznymi, korzysta ze znalezionych przedmiotów, elektroniki, nagrań terenowych, nagrań z krótkofalówki, telewizji, filmów oraz zrobionych przez siebie instrumentów. Jego utwory często określa się jako “kinematyczne” i „klimatyczne”.

Jako tradycyjny klawiszowiec grał w pięciu holenderskich formacjach: Chi, Tevarud, EMW, Byzantium oraz Bahia el Idrissi Band. Album EMW, zatytułowany ‘Hoy Babo Hoy’ wyprodukował Robert Musso.

Tworzył muzykę do filmu, teatru i inscenizacji tanecznych (dla Bena van Lieshouta, VPRO tv, Orkatera, Angeliki Oei, Marije Meerman, Claudii Hauri). Za album „VoizNoiz 3”, wraz z trębaczem Erikiem Vloeimansem, otrzymał w 2003 roku nagrodę Edisona w kategorii „Jazz” oraz nominację na Holenderskim Festiwalu Filmowym (Dutch Film Festiwal).

Dołączył do internetowej współpracy przy płycie „Linear City” Holgera Czukaya. Współpracował z takimi artystami jak: Bahia el Idrissi, Hannes Vennik, Tanar Catalpinar, Yasar Saka i Robin Schaeverbeke.

Jego płyty zostały wydane w takich firmach jak: Steaming Soundworks (Amsterdam), Tonecasualties (Los Angeles), Pork (Londyn), Boudisque (Amsterdam), Respect Record (Tokio), Staalplaat (Amsterdam), Putumayo (Nowy Jork), Requiem Records (Warszawa).


Występował m.in. na: WOMAD (Wielka Brytania), VAD Festival (Hiszpania), Rotterdam Film Festival (Holandia), Dniach Kultury Holenderskiej (Rosja), Festiwalu Ambientowym w Gorlicach (Polska), Metropolis Festival (Holandia) oraz evencie Boudisque X Rated w Paradiso (Holandia) i wielu innych festiwalach. 

Pod koniec 2004 roku i latem 2005 pracował jako kompozytor i inżynier dźwięku w południowoafrykańskim przedsięwzięciu „Vuka Vuka”, trasie teatru multimedialnego z Hetem Waterhuisem i artystą video Geertem Mulem. Skomponował także numer do najnowszego video Geerta Mula „Match Maker”.

Obecnie działa z VJ Oxygen i Monoscopem na polu audio–wizualnych perfomance’ów.

michel@banabila.com
www.banabila.com


MONOSCOPE
Michał Fiedorowicz

Twórca w dziedzinie video art i multimediów. Studiuje na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Filologia Polska w zakresie Filmoznawstwa, Telewizji i Kultury Medialnej. Współtworzy internetowy magazyn GAZ–ETA. Autor video do utworów muzycznych Amira Baghiri oraz AABZU. 

Odpowiedzialny za oprawę wizualną kilku projektów audio–video (QUARTER, PALSECAM ext., NOMAD project, AABZU, Banabila). Na koncie ma udział w festiwalach takich jak: ZdaErzenia (Lublin), IN–DUST/NOMAD (Graz, Austria), MPM Ambient 2005 (Gorlice), występ w CSW Łaźnia (Gdańsk), Bunkier Sztuki (Kraków), Galeria Arsenał (Dni Sztuki Współczesnej 2005, Białystok). W październiku 2005 odbyła się wspólna trasa koncertowa po Polsce z projektem Micka Harrisa – SCORN. 

monoscope@monoscope.net
www.monoscope.net


RECENZJE

A slimline dvd-case holding 2 discs. The first one has the recording from a live-concert by Banabila, the second one turns out to be a DVD-r with the visuals of that performance. Honesty dictates me to say that I've never been a big Banabila fan so I was kinda surprised this release was given to me to review. But, I changed my mind. This CD is one solid release as has more then enough musical change and productional aspects to remain interesting the whole (50 minutes) time. Little games with voices, eastern influences ('UAV'), solid soundscapes, minimal beats and every now and then Michel Banabila's jazz background takes a step forward (for example in 'Black & White').

The Monoscope video perfectly fits the music. In the same way Banabila works on minimal aspects within music, Monoscope uses a minimal of visuals which he works on with loads of effects. The result is almost an hour of very worthwile video. Actually enough to buy this release already! Many video-artist can learn from this. The use of image and color, the combination with sound ... Wow ... On ocassion you have to think twice where he gets the images from and that feeling is something I had quite a few times. Towards the end the variation becomes a bit less, but that might just as well be a result of the impressive beginning.

A final remark?
It's only 11 euro ... Whadda ya waiting for?

Bauke http://www.gothtronic.com

Loňská spolupráce Michela Banabily s polských video výtvarníkem Michalem Fiedorowitzem alias Monoscope se nese v jedné rovině. Zapomeňte na divadlo, zapomeňte na cestování hromadnými dopravními prostředky a strkanice na Karlově mostě. Na živé nahrávce najdete hudbu temnější nebo rovnou úplně temnou. Pomalý ambient, industrial a IDM okořeněné filmovým podtónem jsou právě ty styly, jež se na vás začnou z přehrávače linout. Z devíti skladeb se v pěti případech sáhlo do již vydaných alb (krom Hilarious Expedition má Michel venku ještě dvojici Spherics 1 a 2), zbytek měl loni na koncertu svoji veřejnou premiéru. Od nálad Cold Meat Industry se převalujeme k neveselým Future Sound Of London na albu Dead Cities a zase nazpět. Pochmurnou nebo spíše hluboce zamyšlenou atmosféru nerozjasní ani videoprojekce Monoscope, která vystoupení doprovázela a která je komplet na druhém DVD disku. Detaily přírody ustupují do pozadí technologických scenériím v několika rozostřených, prolnutých a řádně finálně upravených vrstvách. Celá abstraktní hmota se neustále proměňuje v čase a dobře kopíruje zrychlující se, nebo zpomalující se tempo koncertu. Není divu, že si Michala vybrala za partnera k různým audio-vizuálním projektům taková jména, jakými jsou Amir Baghiri, Quarter nebo Aabzu. Loňský podzim zase strávil na turné se Scorn. Pokud vás letos na koncertu Biosphere bavil Vjing, Live Mix dvojice Banabila-Monoscope by mohl být pro vás dobrým tipem. 

Pavel Zelinka www.freemusic.cz

W zgrabnym DVD-case'ie znajdują się dwa dyski. Pierwszy to nagranie na żywo koncertu Banabili, drugi zaś to DVD-r z wizualizacjami do performance'u. Uczciwość nakazuje mi powiedzieć, że nigdy nie byłem zbyt wielkim fanem Banabili, więc zdziwiłem się, gdy właśnie mi dano do zrecenzowania obie płyty.

Zmieniłem jednak zdanie. CD Banabili jest bowiem na tyle solidne i jednocześnie na tyle zmienne pod względem muzycznym oraz produkcyjnym, że z niesłabnącym zainteresowaniem można wysłuchać całości (50 minut). Drobne zabawy z głosami, wschodnie wpływy ('UAV'), konkretne pejzaże dźwiękowe i minimalistyczny beat co jakiś czas. Do głosu dochodzą nawet jazzowe doświadczenia Banabili (na przykład w 'Black & White').

Wideo Monoscope'a doskonale współgra z muzyką. Podczas gdy Banabila pracuje nad drobnymi aspektami muzyki, Monoscope wykorzystuje niewielkie fragmenty wizualizacji, poddając je całej masie efektów. W konsekwencji mamy prawie godzinne wideo, na które warto poświęcić czas. W zasadzie warto również kupić to wydawnictwo! Wielu artystów wideo może się na nim uczyć. Wykorzystanie obrazu i koloru, połączenie z dźwiękiem... Wow... Czasami musisz dwa razy zastanowić się, skąd pochodzą obrazy. To uczucie miałem kilka razy. Pod koniec zmniejsza się liczba wiariacji, ale może to tylko takie wrażenie po imponującym początku.

Bauke http://www.gothtronic.com

Płyta (do której dołączone jest DVD z wizualizacjami Monoscope) stanowi pamiątkę z występu Michela Banabili na festiwalu MPM Ambient 2005 w Gorlicach. Składają się na nią organiczne dźwiękowe kolaże, w których odbijają się dokonania postindustrialnej psychodelii, chwilami echa The Orb, czy innych ambientowo zorientowanych produkcji IDM. Album zaczyna się od onirycznej impresji opartej na próbkach gitary oraz wplecionego w nie monologu tytułowego Johnny%u2019go. Banabila często sięga po sample głosu. Czasem traktuje je zupełnie instrumentalnie, szatkując, zapętlając, a niekiedy układa w konkretniejszy przekaz. Dzięki nim muzyka staje się odpowiednio sugestywna. Z rzadka zdarzają się tu momenty bardziej napastliwe, częściej dźwięki płyną stosunkowo nieinwazyjnym strumieniem. Jednak gdy tylko wsłuchamy się uważniej, dogrzebiemy się do głębszych warstw, usłyszymy masę frapujących drobiazgów. I choć niektóre z wykorzystanych brzmień i rozwiązań trudno obronić przed zarzutem pewnej wtórności, czy archaiczności, to nie można odmówić im klimatu!

Łukasz Iwasiński

To wydawnictwo dość niezwykłe, nawet jak na tak niezwykły label jakim wciąż pozostaje Requiem Records. Skąd przekonanie o wyjątkowym charakterze albumu? Po pierwsze: "Live Mix" jest wspólnym dziełem dwóch twórców poruszających się w nieco innych artystycznych odmętach, po drugie: materiał tu zawarty jest zapisem koncertu, który odbył się podczas Festiwalu Ambient w Gorlicach [sierpień 2005], po trzecie zaś - mamy do czynienia z albumem podwójnym, składającym się z krążka Audio i DVD. I choć Requiem nie wydaje muzyki zbyt często, swym najnowszym wydawnictwem sprawia, że mamy prawo czuć się w pełni nasyceni. 

Pora przedstawić osoby odpowiedzialne za ten album. Michel Banabile jest artystą urodzonym w Holandii, gdzie konsekwentnie umacnia swoją pozycję jednego z najciekawszych i twórczych ambienciarzy. Łącząc niezliczoną ilość muzycznych inspiracji artysta wypracował własne, dość uniwersalne brzmienie, którego popis dał podczas jednego z koncertów gorlickiego festiwalu. Towarzyszył mu wówczas Michał Fiedorowicz, czyli występujący jako Monoscope specjalista od video artu i sztuk multimedialnych - to właśnie on jest autorem obrazów, które znalazły się na płycie DVD. Obaj artyści, podczas jednego wieczoru w Gorlicach "wygenerowali" materiał, który następnie poddany został umiejętnej studyjnej obróbce, dziś zaś trafia do nas w postaci "Live Mix". To bez wątpienia album, którego chce się słuchać bardzo długo, mimo zaskakująco szybko kończących się 50 minut. Banabila pokazuje tutaj cały kunszt swego kompozotyrskiego warsztatu - bardzo błyskotliwie buduje bowiem nastrój, prowadząc słuchacza przez naturalnie następujące po sobie, rozległe utwory. Holenderski twórca nawiązuje jednocześnie do wielu swych inspiracji - raz są to wypełnione egzotycznym wokalem producenckie majstersztyki, innym razem pełne chłodnej przestrzeni odniesienia do...Pan American [którego kawałek "K.Luminate" bardzo przypomina początek "Black&White" Banabili], jeszcze innym razem daje się odczuć tęsknota do skandynawskich ambientowych form spod znaku polarnego Biosphere. Siłą Banabili jest wielka umiejętność budowania emocji, następnie wciągania w nie słuchacza. Twórcy zależy tym samym, aby odbiorca stał się w jakimś sensie uczestnikiem tego materiału, zupełnie tak, jak gdyby siedział tamtego wieczoru w Gorlickim Centrum Kultury. Nie jest to więc materiał stricte koncertowy, choć smaczek jakichs "żywych" emocji jest tu wyczuwalny.

Warto najpierw sięgnąć po krążek Audio, później zaś skonfrontować powstające w głowie obrazy z tymi, jakie przygotował Monoscope. Polski twórca wrzuca nas bowiem w bardzo charakterystyczną, jednoznaczą stylistykę wizualną, proponując dość specyficzną interpretację muzyki Banabili. A może to Banabila inspirował się obrazami Monoscope? Niezwykle ciężko zidentyfikować dominującą stronę tego dialogu, wszystko właśnie za sprawą wyrazistości projektów Monoscope. I choć nie zawsze będziemy w stanie zrozumieć bądź poprawnie zinterpretować ów dialog - na pewno warto wziąć w nim udział, ciesząć się sporą porcją intrygujących muzyczno-wizualnych wrażeń.

Krzysiek Stęplowski www.nowamuzyka.pl

Ten zaskakująco dojrzały i intrygujący dialog dwóch artystów, reprezentujących dwie zupełnie różne generacje, miał miejsce podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu muzyki ambient w Gorlicach. Za muzykę odpowiedzialny był holenderski eksperymentator – Michael Banabila. Tworząc od połowy lat 80., flirtował z industrialem, ambientem i elektroakustyką. Dziś koncentruje się na laptopowych aranżacjach sampli zaczerpniętych z nagrań terenowych, płyt, radia i telewizji. Trudnego zadania zilustrowania abstrakcyjnej muzyki Banabili, podjął się Michał Fiedorowicz alias Monoscope, młody twórca wideo-artu, znany przede wszystkim z wizualizacji ubiegłorocznych koncertów Scorna w Polsce oraz wideoklipów dla Amira Baghiri i duetu Aabzu. 

"Live Mix" przynosi dwie płyty – jedną z zapisem dźwiękowym koncertu Banabli, a drugą – z wizualizacjami Monoscape podłożonymi pod poszczególne utwory. 

Holenderski twórca zabiera nas podczas swego niemal godzinnego występu w dźwiękową podróż, w której odbijają się wszystkie jego muzyczne fascynacje. Otwierający krążek "My Name Is Johny" to zgrabne połączenie delikatnych pasaży gitary z przetworzonymi głosami zaczerpniętymi z filmów. "UAV Sanjana Mix" pulsuje już za to hiphopowym bitem, na który nakłada się egzotyczna wokaliza o arabskim kolorycie. W ambientowy fragment koncertu wprowadza nas "Angels & Signals". Ten ciepły i matowy wątek dźwiękowy tworzą również "Stone Bridge (Hilarous Expedition)" i "Black & White". W "Science Freak (Spherics 1)" symfoniczne tło dość zaskakująco łączy się z automatycznym rytmem i zaszumionymi efektami. O industrialnych korzeniach Banabili przypomina "A Strong Sense Of Urgency" z metalicznymi bębnami o plemiennym charakterze i "Low Pulse & High Noize", w którym przesterowane syntezatory mijają się z zawodzącą gitarą na miarowo tętniącym podkładzie. Całość wieńczy zdubowany "Hello Are You There", wpuszczając świeży powiew w gęstą atmosferę stworzoną przez poprzednie nagrania. 

Monoscape inteligentnie koresponduje swymi wizualizacjami z muzyką Banabili. Z początku, kiedy ma ona zdecydowanie statyczny charakter, koncentruje się na powoli przenikających się wielobarwnych obrazach. Ma to zdecydowanie malarski charakter. Z czasem wizualizacje nabierają dynamiki – wyraźnie rozpoznawalne przedmioty ożywają, dostosowując rytm swoich ruchów do muzyki. A potem znów wracają malarskie wizje – tym razem oparte na wyraźnych zestawieniach – światło – mrok/ sylwetka – tło. Nie brak tu również industrialnych sygnałów – to przemysłowe budowle i metalowe elementy, ewokujące mroczny i niepokojący klimat. Wszystko kończy się w chmurnych objawieniach o rdzawej kolorystyce. 

"Live Mix" to wyjątkowo udane dzieło – świadectwo uniwersalnej wrażliwości artystycznej obu zaangażowanych w nie twórców, znajdujących porozumienie i wspólny język, mimo dzielących ich różnic. 

Paweł Gzyl http://gaz-eta.vivo.pl/gaz-eta


   Wywiad z Banabila opublikowany w piśmie FLUID (marzec 2006)


Interesuje mnie atmosfera

Michel Banabila urodził się w 1961 roku w Amsterdamie. Zaczynał jako tradycyjny klawiszowiec. Dziś korzysta przede wszystkim z bogactwa sampli dźwięków otoczenia, czy próbek zaczerpniętych z wszelkich możliwych źródeł. Przetwarza je, często łączy z żywymi instrumentami. Obchodzi się jednak bez zaawansowanego technologicznie studia wypełnionego futurystycznym sprzętem. Zastępuje mu je własna wyobraźnia i wrażliwość. Ma na koncie wiele projektów, nierzadko angażujących inne dziedziny sztuki, jak: kino, teatr, inscenizacje taneczne. Najbardziej znane wydawnictwo Banabili, to 3-płytowa seria „VoizNoize”. Jej 2 pierwsze części przynoszą swoistą funky samplodelię, nierzadko korespondującą z brzmieniami Ninja Tune, a ostatnia bliższa jest estetyce new jazzu. Nie bez echa przeszedł też 2-płytowy cykl „Spherics”, który oscyluje wokół ambientu, najbardziej rozlanych, przestrzennych produkcji IDM, ale i postindustrialnych tchnień.

„Live Mix” to dwupłytowe wydawnictwo, będące rejestracją występu Michela Banabili oraz - odpowiedzialnego za oprawę wizualną generowanych przez niego dźwięków - Monoscope (Michał Fiedorowicz) na festiwalu MPM Ambient w Gorlicach. Pierwszy CD przynosi zapis koncertu holenderskiego muzyka, na drugim znajdziemy wizualizacje autorstwa rodzimego twórcy video. Album właśnie pojawił się na rynku. W związku z tym warto przybliżyć działalność Michela Banabili.

Kiedy zająłeś się muzyką? Opowiedz o swoich pierwszych doświadczeniach na polu pracy z dźwiękiem?

Moja przygoda z muzyką zaczęła się wcześnie, nie pamiętam dokładnie kiedy. Gdy byłem młody mieliśmy w domu trochę instrumentów. Zawsze ciągnęło mnie do muzyki. Potem, gdy mieszkałem w Amsterdamie, obok mieściło się studio. Byłem zachwycony możliwościami, jakie to dawało, wszystkimi tymi dźwiękami, które dało się z tego sprzętu wykrzesać. Tyle niespodzianek się w nim kryło. Czułem się jak mały chłopiec w wielkim sklepie z zabawkami (śmiech). Wtedy dokonałem pierwszych nagrań. W tamtych czasach nie było mnie stać na studio, grywałem więc głównie na klawiszach na różnych jamach w mieście. Ale nie odpowiadało mi do końca granie z innymi muzykami, nie czułem się też zbyt dobrym instrumentalistą. Pamiętam, że już wtedy miałem takie fantazje – wyobrażałem sobie, że mogę nagrać wszelkie dźwięki otoczenia, głosy, albo pojedyncze ścieżki ze starych płyt i wgrać je pod każdy klawisz keyboardu, móc grać malutki cząstkami tych próbek, a także przetwarzać je. Byłem doprawdy zachwycony, gdy jakiś czas później dowiedziałem się o samplerach, które to wszystko umożliwiały. Moim pierwszym samplerem był Roland s-10, potem przez lata używałem Ensoniq ASR 10, wciąż go mam i choć jest już nieco archaiczny, mi nadal odpowiada. W ogóle moje studio jest raczej małe i proste. Możliwość rejestrowania wszystkiego na komputerze umożliwia mi pracę w domu, to daje dużą wolność. Ale oczywiście robię dużo field-recordingu, czasem sesje z innymi muzykami – nie wszystko da się zrobić na komputerze. Obecnie wydaję od czasu płytę, ale żyje głównie z robienia muzyki do filmu czy teatru (uwielbiam kino i zawsze szukam okazji do tworzenia muzyki filmowej). Lubię pracę koncepcyjną i uwielbiam współpracować z ludźmi reprezentującymi inne dziedziny sztuki. Często dają mi inspirację czy też pomysł, na który sam bym nie wpadł. 

W swojej pracy wykorzystujesz kolaże złożone z dźwięków toczenia. Ta metoda wywodzi się od Pierre’a Shaeffera, potem sięgnęli po nią twórcy industrialu, szeroko pojętego techno, hip-hopu, a nawet popu. Czy Shaeffer i tradycja akademickiej muzyki konkretnej była dla ciebie bezpośrednim źródłem inspiracji? 

Przyznam, że dopiero niedawno miałem okazję posłuchać Shaeffera i uważam, że to piękne dźwięki. Wiesz, ja myśląc o muzyce nie zadaję sobie pytań typu - „jaka melodia by tu pasowała”, albo „jaką tam dać linię basu”. Nie myślę takimi kategoriami. Bardziej interesuje mnie atmosfera... lubię myśleć o miejscach, w których byłem, różnych sytuacjach, które zapisały się w mojej pamięci i zastanawiam się, jakich dźwięków użyć, by odmalować ten obraz. Wszystko może być przydatne – nie tylko instrumenty, ale dźwięki otoczenia, najróżniejsze obiekty, znalezione przedmioty, zabawki, ścieżki ze starych płyt czy też filmów. Nie narzucam sobie żadnych ograniczeń. Ostatnio nagrałem kawałek z irackim skrzypkiem – Salarem Asidem, w którym użyłem swojego roweru, jako głównego źródła dźwięku. „On Land” Briana Eno zainspirowało mnie by pójść w tym kierunku. 

Brian Eno wydaje się być bardzo ważną dla ciebie postacią.

Tak, to niesamowity artysta! Jest wielką inspiracją dla mnie, jak i wielu moich przyjaciół-muzyków. Mama wiele jego płyt. Jestem bardzo ciekaw jego nowej video-instalacji – „Million Paintings” 

A co sądzisz o definicji muzyki ambient stworzonej przez Eno? Myślisz, że którąkolwiek z twoich produkcji da się w nią wpisać?

Muzyka, której można by słuchać w domu przy otwartym oknie, tak, by pięknie współgrała z dźwiękami dochodzącymi z zewnątrz – to właśnie znaczy dla mnie ambient. Nigdy nie zrobiłem płyty w 100% ambientowej, jedynie kilka kawałków, głównie z serii „Spherics” mogłoby spełniać tę definicję. Jednym z najbardziej spontanicznych, uroczych i pełnych humoru ambientowych albumów jest „Astra” mojego przyjaciela z St. Petresburga – Valery Alakhova z Novi Compositori. Świetna płyta!

Jacy inni muzycy / artyści są dla ciebie kluczowi?

Trudne pytanie. Jest tylu wybitnych artystów na tej planecie. Kluczowi? Uwielbiam muzykę takich postaci, jak: Nino Rota, Tom Waits, Alain Bashung, Jon Hassel, Brian Eno, Fela Kuti, The Orb, Holger Czukay, Jah Wobble, Eric Dolphy, Milton Nascimento, Nico, Coil, Jan Jelinek, Anouar Brahem, Troitsa, Steve Reich, Michael Brook, Rabih Abou Khalil, Robert Wyatt, Suzan Deihim, Morton Feldman, Asmahan, Lou Reed, Abdullah Ibrahim, Mouse on Mars, Goran Bregovich, Abdel Halim Hafez, Joni Mitchell, Nick Drake, Erik Satie, The Clash, John Cage, Thelounius Monk, Paul Hindemith, Leonard Cohen, Scanner, Erkan Ogur, Marc Ribot, i wielu innych.... Filmy: Hiroshi’ego Teshigahary, Wima Wendersa, Spike’a Lee, Alfreda Hitchcocka, braci Coen, Federico Fellinniego, Larsa von Triera i innych. Nie ma sensu tego ciągnąć, jest ich tak wielu... 

Twoje najbardziej znane wydawnictwa, to dwa cykle: “VoizNoiz” i “Spherics”. Na czym opiera się ich idea, co łączy wchodzące w ich skład płyty?

“VoizNoiz” to seria 3 płyt, na których chciałem przede wszystkim poeksperymentować z fragmentami różnych tekstów, przetwarzając je elektronicznie, czy też umieszczając drobne fragmenty w innym kontekście, niż pierwotny. Bardziej koncentrowałem się na tembrze, barwie głosu, niż znaczeniu słów. Potem zaprosiłem muzyków, by improwizowali na bazie tego materiału. Po pierwszej części uznałem, że bardzo odpowiada mi taka metoda pracy i że jest jeszcze wiele do odkrycia na tym polu. Można o tych płytach myśleć, jako o realizacji pewnej koncepcji, ale i bez tego, jak sądzę, sprawdzają się świetnie. Nam nadzieję, że czuć w nich też nieco humoru, który chciałem w nie tchnąć. W pewnym sensie to alternatywne podejście do piosenek, które chciałbym nagrać, ale nie potrafię napisać tekstu. Muszę więc uciekać się do takich metod. Byłem bardzo miło zaskoczony pozytywnymi reakcjami na te płyty. Trzecia część została nagrana wraz z trębaczem Eric’iem Vloeimans i otrzymaliśmy za nią nagrodę Dutch Edison Jazz Award w 2003 roku. Płyty z cyklu „Spherics” powstały przede wszystkim na zlecenie amsterdamskiej oficyny Boudisque. Chcieli, abym zrobił album z dłuższymi kawałkami, stricte elektroniczną. Uznałem, że warto podjąć wyzwanie, lubię, gdy ludzie dają mi takie zlecenia. Płyty „Spherics 1” i „Spherics 2” powstały głównie przy użyciu syntezatora Novation K-station.

Realizowane przez ciebie płyty wskazują na szerokie zainteresowania. Jakie rzeczy wpływały na twoją twórczość na różnych etapach działalności? 

Myślę, że wpływy pochodziły bardziej z sytuacji, które przeżyłem, moich doświadczeń, miejsc, w których byłem, czy ludzi, których spotkałem, niż z przesłuchanych płyt. Kiedyś robiłem inną muzykę. Ale znudziły mi się „czyste” dźwięki, zaczęły pociągać mnie bardziej organiczne brzmienia, może nawet lo-fi’owe, bardziej przy tym zróżnicowane klimatycznie i emocjonalnie. W zasadzie, to moją twórczość można było podzielić na dwie części – z jednej strony powstawały rzeczy, nazwijmy je, „poważne”, „profesjonalne”, z drugiej – te, które robiłem dla jakiegoś znajomego, przyjaciela. Te ostatnie bywały niekiedy dość humorystyczne, robiąc je czułem się totalnie wolny i działałem bardzo spontanicznie. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że właśnie one są bardziej udane, ciekawsze, bardziej inspirujące. Myślę, że zawsze robię lepszą muzykę, gdy tworzę z myślą o jakiejś konkretnej osobie...

Jak ewoluowała twoja technika? Jak zmieniał się i jak wygląda dziś twój sposób pracy (w szerokim sensie – wykorzystanie instrumentów, źródła sampli, software)?

Nie mam żadnej konkretnej metody. Lubię pracować z zaprzyjaźnionymi muzykami, którzy reprezentują bardzo różne środowiska, jak: jazz, punk, elektronika, nawet muzyka klasyczna. Często wykorzystuję elektronikę w niekonwencjonalny sposób, wypróbowuje wszystkiego, co mogłoby mi się przydać. Do nagrywania wykorzystuje program Logic Pro. Dźwięki, jak już wspominałem, czerpię z wszelkich możliwych źródeł, czasem gram też na melodice, harmonium, instrumentach perkusyjnych. 

Z tego co mówiłeś, rozumiem, że w twoich eksperymentach z głosem nie chodzi o żaden przekaz, traktujesz głos czysto instrumentalnie? 

Nie ma w tym żadnego przekazu. Po prostu jestem zafascynowany tym, co można zrobić z głosem poza normalnym śpiewem. Album, na którym jest wiele ciekawych eksperymentów z głosem (niekoniecznie modulowanym elektronicznie) to „Verbatim” Boba Ostertaga (z Philem Mintonem). Moim zdaniem to genialna rzecz. Inna płytą, którą kocham za sposób wykorzystania głosu, to „Zumbi” Nany Vasconcelosa – miałem ją na winylu, ale przepadła i nie mogę znaleźć jej na CD. Jest na tym polu wiele nieodkrytych obszarów, a przy dzisiejszych możliwościach technicznych dużo można zrobić. Czasem pojawia się jakaś magia, kiedy połączę różne tekstualne fragmenty z kompletnie innych źródeł. A poza tym, jak mówiłem, to sprytne rozwiązanie, jeśli nie umiesz pisać tekstów (śmiech) 

Niektóre fragmenty “VoizNoiz” brzmią, moim zdaniem, niczym uwspółcześniona wersja “My Life In The Bush Of Ghosts” Briana Eno i Davida Byrne’a. Widzisz jakieś podobieństwa?

Cóż, „My Life In The Bush Of Ghosts” miało wielką siłę rażenia, wow! I według mnie nadal brzmi świeżo – to fantastyczny album, wciąż należy do mojej ścisłej czołówki... 

... a powstał 25 lat temu. To, nad czym Eno i Byrne pracowali miesiącami, dziś można by pewnie zrobić w ciągu kilku dni. Spytam więc – jaka jest rola technologii w twojej muzyce, na ile ją determinuje?

Nie zgodzę się, że to, co osiągnęli Eno i Byrne można by zrobić dziś w kilka dni. To idealna mieszanka organicznego, akustycznego grania i kreatywnego wykorzystania elektroniki. Posiadanie szybkiego komputera i software’u nie znaczy wcale, że masz dobre pomysły. Ja celowo mieszam rzeczy, które zrobiłem na komputerze, z tymi, które powstały w inny sposób. Czasem używam software’u inaczej, niż powinno się to robić. Gdy ludzie zaczynają produkować muzykę, która brzmi tak, że słychać dokładnie, jaki software został wykorzystany – coś jest nie tak. 

Jak sam wspominałeś, często współpracujesz z artystami z innych dziedzin, łączysz swoją muzykę z innymi mediami, jak film, teatr, video-art. Jaka jest rola muzyki w każdym przypadku – na przykład pisząc dla teatru myślisz o swojej muzyce, jedynie jako ilustracji, czy czymś więcej – swoistym komentarzu? Z drugiej strony, gdy współpracujesz z wizualizacjami – czy muzyka jest zawsze pierwotna wobec obrazu?

To zależy. Dostaje bardzo różne zlecenia. Ostatnio na przykład pracowałem w Południowej Afryce nad projektem teatralnym na temat bezdomnych dzieci żyjących na ulicach. Nagrałem to, co opowiadały o swoim życiu, albo ich śpiew. Wykorzystałem ten materiał w dźwiękowej instalacji, która towarzyszyła przedstawieniu. 
Innym razem współpracowałem z holenderską grupą teatralną Orkater. Najpierw odbyliśmy kilka dyskusji na temat zmiany wizerunku placu w pejzażu holenderskiego miasta – jak wygląda, co na nim się dzieje, kto tam przychodzi i dlaczego - ponieważ to był właśnie temat sztuki (zatytułowanej „Island”’). Potem ja zrobiłem muzykę – miałem zapewnioną absolutną swobodę. Było coś magicznego w obserwowaniu, jak aktorzy improwizowali do mojej muzyki... 

Jak zaczęła się twoja współpraca z Monoscope? Będziecie ją kontynuować?

Mój znajomy – Zenial, przedstawił nas sobie w Krakowie. Podoba mi się w jaki sposób Monoscope improwizuje „tu i teraz” - natychmiastowo reaguje na muzykę, a przy tym nie spieszy się. To, czego nie lubię w stylistyce a la MTV, to fakt, że atakuje cię 150 obrazów na sekundę i na końcu nie widzisz już nic. Monoscope natomiast pozwala danemu obrazowi powoli przekształcać się w kolejny. Myślę, że jest bardzo utalentowany - widziałem jego inne prace i też mi się podobały. Bobrze bawiliśmy się na festiwalu w Gorlicach, więc postanowiliśmy zrobić trochę rzeczy razem. Tak więc owszem, planujemy pracować wspólnie w przyszłości. 

Łukasz Iwasiński

© requiem records