REQUIEM RECORDS


To wydawnictwo mające na celu promocję muzyki elektronicznej, ambientalnej 
i postindustrialnej. 

Od teraz skupiamy się na dokumentowaniu nagrań polskich zespołów działających na przełomie lat 70-tych, 80-tych i 90-tych. Grup dziś zapomnianych, których muzyka nadal ma ogromny potencjał. Ta muzyka jest ponadczasowa 
i warto byś się o tym przekonał...



KONTAKT


ZAMÓWIENIA

 
 

BUSSO DE LA LUNE | oblivion | requiem rec 36/2011 |


Ambientalny Busso De La Luna niektórymi utworami zbliża się do tribal. W Borderline kreśli linie dawno niewidzianych i nie słyszanych horyzontów. W Road without end – hipnotyczny, katarktyczny, pejzaż wciąga przez swe skrzywione zwierciadło. Niespodziewane modulacje i kolory a wręcz raczej smaki brzmieniowe sprawiają, że muzyką tą nie sposób się nudzić. 

Rozmyty, nostalgiczny On air przywodzi na myśl produkcje 4AD i pobrzmiewa bardzo zwolnionym coverem Someday my prince will come. Tytułowy Oblivion wykorzystujący dronowe basy snuje się jak wolny ogień. To ambient nieco przyprószony szumem: Creepy shadows – odnoszący się do Briana Eno, gęsty jest od szelestów, plusków. Zatopiony jakby na dnie oceanu Ascension stanowi głęboki finał płyty.

Ambient Busso De La Luna includes pieces that are close to tribal. In Borderline , lines of long forgotten and unheard horizions are drawn. In Road without end - you are dragged into the hypnotic landscape, filled with catharis, through its false mirror. Unexpected tones and coloures or rather tastes of sounds make that music unlikely to be fed up with. 

Blurred, nostalgic On air reminds of 4AD productions and sounds like a very slow cover of Someday my prince will come. A title track Oblivion, using drone bass sounds, burns faintly like fire. It's ambient covered with noise. Creepy shadows – reffering to Brian Eno, is full of rustles and splashes. Ascension – sunk to the ocean floor, is the final piece of the album. 


cd | ekopak, handmade | 76:30 min


01. Landscape
02. Falling asleep
03. Road without end
04. Oblivion
05. Silberman
06. On air
07. Creepy shadows
08. borderline
09. ascension ( mix 2 vs protribencky)







Projekt Busso de la Lune powstał w 1999 roku - jako próba wypowiedzenia się w muzycznej stylistyce od lat najbardziej przeze mnie ukochanej... Ambient ( bo o nim właśnie myślę ) pozwala na sięganie do wszelkiego rodzaju środków i stylów - by stać sie muzyczna tapeta... która równocześnie przyciąga i zostaje niezauważalna... 
Do tworzenia mojej muzyki używam dźwięków na tej samej zasadzie jak malarz używa sztalugi... Maluje swój wyimaginowany świat, który każdy może odebrać na swój indywidualny sposób... Niejednoznacznie określone krajobrazy... wspomnienia... wyłonić się maja z dźwięków jak świat z wielokrotnie nakładanych farb... 
W 2005 zawiązała się współpraca Busso de la Lune (Piotr Jurczak), oraz 'mem' (Marek Gawlik). Znane z wcześniejszych płyt Busso de la Lune brzmienia wzbogacone będą charakterem amerykańskiej muzyki. Efektem współpracy są dwie części projektu nazwanego Embranchement... właśnie pojawił się wydawca na ten materiał, i jest duża szansa na "odkopanie" w 2011 roku tego projektu...
Mija dziesięć lat, od kiedy powstały pierwsze dźwięki pod nazwą Busso de la Lune... Jak widać, czas ten pozostawił również i na mnie swoje ślady... Z nowym imagem, nadchodzi nowa muzyka - klimat, po pierwsze, po drugie więcej "żywego" grania... z pomocą kilku znajomych jazzmanów... więc i żywa perkusja, gitara... ale jak zwykle w ambientalnych i klimatycznych pozach...

Dyskografia
1. Race against time - 2002 requiem records 
2. With your ear down to the ground - 02 soulworm; 05 umbra 
3. The path at the parting of the ways - 02 soulworm; 05 umbra 
4. Around borderline - 2004 requiem records 
5. Stream-in city - 2005 umbra 
6. Stream-endlessly - 2005 umbra 
7. A walk to the sea-across time and places - 2005 umbra 
8. Hidden - 2006 hic sunt leones 
9. Stream-come in - 2008 umbra 
10. Oblivion - 2011 requiem records

Myspace | busso@o2.pl

RECENZJE

Bardzo długo czekałem na ten krążek, bo aż cztery lata. Ale opłacało się-Busso znów nie zawiodło, a nawet nagrało swój najlepszy album. Wypełnia go prawie 80 minut muzyki, która nadal silnie siedzi w etno-ambiencie, ale penetruje też inne rejony takie jak doom jazz czy drone. Całość brzmi spójnie, jest znakomicie wyprodukowana, a na dodatek świetnie opakowana. Nadal posiada ten filmowy klimat, więc wystarczy zamknąć oczy, żeby udać się w nieznane rejony. Przyłóż ucho, bo naprawdę warto. 

Michał Porwet (HARD ART)

„Muzyka na dobranoc” - motto wydawnictwa Requiem idealnie pasuje do dwóch nowych pozycji w jego katalogu. Przy muzyce Michała Jeziorskiego aka Spika (znanego wcześniej m.in. z takich przedsięwzięć jak Ptah, Karmacoma, Lipali) zasypiamy jednak na własną odpowiedzialność, ostrzeżenie znajduje się w tytule płyty. „Death Trip” to muzyka z ciemnej strony Księżyca - pulsująca kosmicznymi dronami, dołująca mollowymi motywami melodycznymi, nurzająca słuchacza w gęstej zawiesinie analogowych brzmień i postindustrialnej metaliczności. Pomimo zróżnicowanego brzmienia, płyta jest zwarta, a opowieść Spiki wciągająca.

Album Busso De La Lune to rzecz wagi lżejszej. Tytuły utworów - „Falling Asleep”, „Ascension”, tytułowy „Oblivion” - nie pozostawiają wątpliwości co do marzycielskiej natury tej muzyki. Ukrywający się pod tym pseudonimem Piotr Jurczak, weteran polskiej sceny ambientowej, niespiesznie maluje dźwiękowe krajobrazy, mieszając brzmienia elektroniczne (delikatne, szmerowe beaty), elektryczne (gitara) i akustyczne (ciekawe partie fortepianu, kapitalne poszerzenie kolorystyki o brzmienia fletu, dynamizująca całość perkusja). Na dno kładzie warstwę dźwięków otoczenia - śpiewu ptaków, przetworzonych ludzkich głosów. Nasenna muzyka BDLL frapuje nie tylko „wertykalnie” (kompleksowym brzmieniem), ale także „horyzontalnie”, bo gdy część ścieżek poddana jest zapętleniu, „żywe” instrumenty pracują nad rozwojem melodii, czasami obierając zaskakującą drogę (np. jazzowy „Silberman”).

W obu wypadkach twórcom udało się osiągnąć złoty środek. Muzyka Spiki i BDLL jest przystępna, pozbawiona nadmiernie eksperymentatorskich ambicji, nadaje się też do słuchania w tle. Nie ma jednak mowy o chilloutowej miałkości. Zarówno „Death Trip”, jak i „Oblivion” zyskują z każdym uważnym odsłuchaniem.

Jędrzej Słodkowski gazeta wyborcza

Ze smutkiem muszę stwierdzić, że takie płyty są dziś najbardziej niedocenione. Artyści którzy nie dość, że nie biorą udziału w wyścigu o awangardowy nimb, nie oglądają się na to co popularne (niekoniecznie popowe). Oblivion to właściwie rodzaj soundtracku, stonowanego, miłego a przy tym niebanalnego i nieprzesłodzonego. Elektronika, pianino, flet, klarnet i dużo sugestywnego klimatu. Naprawdę doskonała płyta, która od początku do końca trzyma poziom i ciekawi. Nie jest to chill out, nie jest to przesłodzona emotronica, z drugiej strony nie jest to też dark ambient. Trudno tu szukać jakiś odwołań do industrialu. Słychać odległe echa 4AD, szczególnie Michaela Brooka, trochę mi się kojarzy z niektórymi pracami Kiritchenki, choć więcej tu przestrzennych pogłosów, dodających nieco ciemniejszej barwy całości. Busso De La Lune sprawnie unika mielizn prostych melodii i jeszcze prostszych rytmów, przy tym nie zapuszczając się w stricte eksperymentalne rejony. Za to mu chwała, bo podejrzewam, że dzięki temu i dbałości o niejednoznaczne brzmienie, ta płyta szybko się nie zestarzeje. Oblivion unikając nachalnej nowoczesności unika również krótkiego terminu przydatności.

mirt www.monotyperecords.com/mi

To już dziesiąty album w dorobku Piotra Jurczaka, ukrywającego się pod szyldem Busso de la Lune, weterana rodzimej sceny ambientowej. Nagrywający m.in. w labelach Soulworm czy Umbra artysta wraca pod skrzydła Requiem Records i trzeba przyznać, że jest to comeback bardzo udany.

Oblivion to ponad 76 minut dźwiękowych kolaży, urzekających bogactwem brzmienia, nie do końca wygładzonych i dopieszczonych, zostawiających miejsce na chropowatość i intrygujące “brudy”. Dużo tutaj gitary, basu, instrumentów perkusyjnych i klawiszowych, znalazło się nawet miejsce dla didjeridoo i fletu. Jak na ambient sporo się tu dzieje: Road without end ma transowy, egzotyczny posmak, Oblivion uwodzi subtelnym, połamanym bitem, a w Silberman piękny, jazzowy dialog toczą ze sobą fortepian, bas i perkusja. Najciekawsze momenty Busso de la Lune zostawił jednak na koniec. Szeleszczący, skradający się Creepy Shadows przywodzi na myśl pejzaże Briana Eno lub Biosphere, a Borderline jest jakby powrotem do wczesnych dokonań muzyka z czasów znakomitej płyty With your ear down to the ground. Po kilkunastu minutach ciszy na końcu krążka “ukryty” jest kawałek Ascension i to tak naprawdę jedyny niemiły zgrzyt, psujący odbiór całości. O wiele lepiej było zakończyć materiał rozmarzonym, kończącym się za szybko Borderline.

Okładkę Oblivion zdobią sterowce leniwie sunące przez psychodeliczny krajobraz, skąpany w odcieniach zieleni. I taka jest też muzyka na tym krążku: kojąca, pełna przestrzeni, idealna do podróżowania z zamkniętymi oczyma, ze słuchawkami na uszach.

P.S. Requiem Records słynie z dbałości o stronę graficzną swoich wydawnictw, nie zawiedli więc i tym razem. Estetyczny, rozkładany eco-pack, fantastyczne wzory we wkładce, a w plastikowej koszulce, w którą zapakowano płytę ukryto także... parę ziaren kawy. Czyżby na rozbudzenie po przesłuchaniu albumu?

Patryk Balawender www.muzyka.gildia.pl

© requiem records