REQUIEM RECORDS


To wydawnictwo mające na celu promocję muzyki elektronicznej, ambientalnej 
i postindustrialnej. 

Od teraz skupiamy się na dokumentowaniu nagrań polskich zespołów działających na przełomie lat 70-tych, 80-tych i 90-tych. Grup dziś zapomnianych, których muzyka nadal ma ogromny potencjał. Ta muzyka jest ponadczasowa 
i warto byś się o tym przekonał...



KONTAKT


ZAMÓWIENIA

 
 

CAPITAN COMMODORE | disco polo | requiem rec 26/2006


Projekt Capitan Commodore powstał z fascynacji brzmieniem 8 bitowych komputerów, 
a w szczególności skowytem ładowanego z taśmy programu. Płyta "disco polo" to z przymrużeniem oka, doskonałe połączenie młodzieńczych fascynacji, rozpiętych między klasycznym disco (Mili Vanili, Eurobeat), punkową energią (Peaches) i syntetycznością electro (Kraftwerk). Od pierwszej sekundy muzyka nie pozwala na chwilę oddechu, wciągając słuchacza w fascynująca podróż w lata 80, utrzymując jednak nowoczesny i taneczny feeling.

cdr | 45 min

01. music machine ever green
02. discopolo
03. high 2 speed
04. technic and romantic
05. i love italo disco
06. ice ice baby (cały utwór)
07. cosmo soft disco
08. breakdance

CAPITAN COMMODORE








Autor projektu Capitan Commodore – Mariusz Socha początkowo pozbawiony nowoczesnych narzędzi takich jak laptopy, groovboxy, kontrolery Midi, nowoczesne programy i wtyczki realizował swoje pomysły na archaicznym C64 i Atari Xe.

Później kiedy już w zasięgu możliwości CC (jeszcze wtedy Rzutnik b9) pojawiły się wyżej wymienione urządzenia do produkcji muzyki, fascynacja świergotaniem ładującej się do Commodora gry odżyła. Równocześnie w życiu młodego CC pojawił się wygrany w konkursie syntezatorów.pl program Reaktor 3. To wynikło z sympatii do chropowatości dźwięku organizatora – Jarosława Grzesicy. 

Capitan zapoznawszy się z Reaktorem zreflektował się, że przy jego pomocy można dowolnie generować i panować nad dźwiękami, które lubił najbardziej. Powstały zatem dwie pierwsze płyty "Capitan Commodore" i "Restart Commodore", wydane we własnej manufakturze Marcyhonagrywa, są one przykładem tego jak ciągi bzyknięć i warknięć kodu maszynowego w postaci dźwiękowej można uporządkować w muzykę!

Płyta "Disco Polo" (i poprzedzająca ją epka "New Italo Polo") powstała z młodzieńczych fascynacji Papa Dance i Sandrą, mistrzów playbacku Mili Vanili, Eurobeat i Italo Disco no i mistrzów nad mistrzami w "robociej" muzyce Kraftwerk.

Produkcję płyty "Disco Polo", poprzedził długi okres żmudnych poszukiwań sampli oryginalnych instrumentów z lat 80. Bo gdzie tu teraz kupić Linn Drum Machine, czy pierwszy Compurythm Rolanda, nieco popularniejsze były w Polsce TB 303 + TR 606 czy TR 808 Rolanda. Drugą sprawą jest to ze dzisiejsze urządzenia studyjne zmieniają brzmienie oryginalnych starych instrumentów i jest ono zupełnie inne niż na starych nagraniach z czasów pierwszej młodości maszyn grających. Dlatego dużą część dźwięków została wysamplowana ze starych nagrań a reszta z oryginalnych instrumentów odpowiednio spreparowanych. 

Za płytę wzorcową według której CC rekonstruował brzmienie syntezatorowej muzyki pop lat 80, posłużył album "Electric Cafe" – Kraftwerk. Więc jeśli komuś płyta "Disco Polo", wyda się podróbką Kraftwerk to niech wie, że jest to zabieg najzupełniej celowy i niestety z góry skazany na niedoskonałość a niedoskonałość jest tutaj przejawem osobistych cech CC.

http://republika.pl/capitancommodore
capitancommodore@op.pl

RECENZJE

Jeżeli ktoś urodził się w okresie lat 70. i 80. ubiegłego wieku oraz ma ojca marynarza, który na gwiazdkę tudzież na urodziny przywiózł mu pewnego dnia ze „zgniłego Zachodu” wytwór ówczesnej nowoczesności, czyli ośmiobitowy komputer marki Commodore 64 lub też Atari XE, ten zapewne z muzułmańską lubością i chrześcijańską miłością potraktuje album łodzianina Mariusza Sochy. 

Ten wielki obrońca-kapitan archaicznych bit-maszyn, generatora maksymalnie szesnastu kolorów, projektuje oceaniczną retrospektywę, której punktami zaczepienia stają się fascynacje twórczością Papa Dance i Voyagera (stąd zapewne taki tytuł), rozwrzeszczone Italo disco i sabotujący breakdance. Ponadto remiksuje on Kraftwerk na fistaszkową skalę (czytaj traktuje tych gigantów electro z lekkim przymrużeniem oka). Mariusz swoje prapomysły realizował w zamierzchłych czasach z żelazną konsekwencją i angielską powagą. 

Teraz uzbrojony w laptopy i wirtualne instrumenty Kapitan podtrzymuje stare wzorce, lecz odrzuca starą skorupę, zostawiając sam solidny szkielet. Zrzucił garnitur ciągłego krawaciarstwa i przebiera się w szmatki łachmanki, w których czuje się najlepiej. Chroni rdzeniowe status quo przez całkowitym rozpadem dotkliwie naznaczając muzykę z kalkulatora sowitą porcją chropowatości. Niweczy więc plany Wielkiego Śmietnika, której trendowa broń chciała unicestwić i upokorzyć ośmiobitowy style. Ciągi warknięć, świergotów i bzyknięc kodu maszynowego dumnie podążających w rytm przewrotnego dowcipu, który całkowicie zalewa „Disco Polo”. Nie zabrakło też electro-rarytasów. Lud pracujących inteligetnych maszyn „Break Dance” jest równie wierny i niczym nie ustępuje nagraniom Aux 88 czy Drexciya. 

Jeżeli ktoś na samym początku przestraszy się tytułem albumu ery szmiry i tandety, to niech pamięta, że z nazwą jest, jak z kijem: ma zawsze dwa końce. Zresztą cały „Disco Polo” to czysta gra słów, w którą łatwo wpaść, strzelić sobie samobója z techniki myślenia i zobaczyć swoje ego w małomiasteczkowym odbiciu.

Marcin Nieweglowski / Dosdedos - wrzesień 2006

Ambientowa oficyna Requiem Records coraz bardziej poszerza spektrum swoich wydawnictw. Całkiem niedawno wydała krążek post-rockowego Karol Schwartz All Stars, a teraz na rynek trafia krążek niejakiego Capitana Commodore. W polskiej muzyce już był jeden Kapitan, ale nazywał się Nemo. Jednego i drugiego łączy ukochanie analogowej elektroniki spod znaku Roland. Daleki jestem jednak od wrzucania 'Disco Polo' do tej samej szuflady, co większość synth-popowych koszmarków. CC opowiada się po stronie retro-electro, celowo uplastyczniając swoją muzyke na brzmieniowe podobieństwo electro-popowych aktów przełomu lat 70-tych i 80-tych.

Podobno materiałem wyjściowym do sampli było 'Electric Cafe' Kraftwerk. Jest to oczywiście najprostszy trop, którym można pójść słuchając 'Disco Polo'. Dużo jest tu też instrumentalnego retro z okolic wytwórni Bunker Records. Jeśli więc takie nazwy jak Legowelt, Le Orgue Electronique czy Hong Kong Counterfeit nie brzmią pusto, to odnajdziemy na 100% podobne elementy w muzyce Capitana Commodore. Kawałki są bardzo melodyjne (mój faworyt to 'Technic and Romantic'), dodatkowo podane z przymrużeniem oka wyrażającym się nie tylko w kultowej koszulce Capitana (jako kogoś ciekawi co ona przedstawia, niech rozejrzy się za płytą). Mamy więc wokale ze 'speak-and-spella' powtarzające niczym opętane jedną lub dwie linijki tekstu. Same teksty to również majstersztyk ironii, choć 'Disco Polo' nie da się traktować jedynie jako oka puszczonego w stronę słuchacza. To rozrywka, ale nie błazenada. Pozostawmy ją Knorrkatorowi.

[orwell] [3 lipca 2006] www.postindustry.org

Lata 80. z przymrużeniem oka

Ile razy można słuchać starych dobrych Kraftwerków i Break Machine czy OMD i The Human League? Może warto spojrzeć na klasyków electro i syntezatorowego popu za pośrednictwem sentymentalnego dowcipnisia? Kimś takim jest Mariusz Socha, który pod pseudonimem Capitan Commodore nagrał rewelacyjny longplay „Disco polo”. Z rodzimym gatunkiem muzyki tanecznej płyta nie ma wiele wspólnego. Tylko tyle że zawarte na niej utwory nadają się na parkiet. Są też dobre do refleksyjnego słuchania, wspominania i odnajdywania wzorców, do których twórca się odnosi. A że robi to z przymrużeniem oka, zabawa jest przednia.

Jacek Szymczyk www.dziennikwschodni.pl + pdf

Z perspektywy dotychczasowej "linii programowej" labelu Requiem płyta Kapitana Commodore jest sensacją. Nigdy wcześniej ambientowa wytwórnia nie proponowała brzmień tak odmiennych, tak jednoznacznie estrawaganckich i zawadiackich. 

"Disco Polo" to zbiór ośmiu nagrań przesyconych duchem lat '80 - od tanecznej szmiry poczynając, na dźwiękach wydawanych przez ośmio-bitowe komputery kończąc. Mariusz Socha okazuje się twórcą sentymentalnym, nie pozbawionym również specyficznego poczucia humoru; garściami czerpie z plastikowej kultury ósmej dekady tworząc soundtrack dla własnych wspomnień. 

Rządzi więc tandetny vocoder, wszelkiego rodzaju automaty perkusyjne, infantylne melodie i rozwiązania aranżacyjne. A wszystko zagrane w większości na oryginalnych, pochodzących z tamtych czasów instrumentach bądź urządzeniach. Co ważne: na "Disco Polo", oprócz żartów, znajdziemy również kompozycje realnie ambitne. I kolejny plus: tak jak kiedyś należało po cichu wychodzić z pokoju, gdy wgrywał się program na commodore 64, tak teraz spokojnie możemy zostać, wręcz tupać w takt muzyki Kapitana. Wielki Elektronik były zachwycony, Pi i Sigma nie zagraliby tego lepiej. Jak tu nie kochać disco polo?

Krzysztof Stęplowski www.nowamuzyka.pl

Podróże sentymentalne to - zauważyłam - od jakiegoś czasu jedno z prominentnych zainteresowań elektroników - nie tylko polskich. Jednak z naszego podwórka można wspomnieć choćby Plazmatikon - którzy do wygrywania trip-hopowych, broken beat'owych czy nujazzowych utworów używają archaicznego sprzętu zza żelaznej kurtyny czy PRLu. Ma to równie wysoką wartość historyczną, jak i estetyczną - wywołującą podobnie miłe wrażenia, jakie niesie ze sobą, na przykład, trzask płyty winylowej. Capitan Commodore także używa bardzo nie-nowoczesnego sprzętu, innego co prawda niż Plazmatikon, ale też budzącego uśmiech na twarzach pokolenia Atari (w ostateczności pokolenia Commodore c64, w żadnym wypadku pokolenia Amigi - w sporze Atari vs. Amiga vs. Commodore stoję na jasno określonym stanowisku! :)). 

Skoro już przy platformach gier jestem - płyta "Disco Polo" z pewnością inaczej odbierana będzie u tych, którzy wiele cennych godzin swojego dzieciństwa i młodości spędzili w oczekiwaniu na wczytanie gry z kasety - czyli na przykład mnie - nie da się bowiem ukryć, iż wtedy tego typu dźwięki i muzyka były szczytem naszych wyobrażeń odnośnie wydobywanych przez komputer odgłosów. U Capitana szaleją vocodery, samplery i generatory rytmu, oczyma wyobraźni widzimy szklane kule, wrotki, słowem - lata 80-te pełną gębą. Nie można zapomnieć też o tym, że poza swoistym pastiszem tamtych czasów, na albumie "Disco Polo" znajdziemy też całkiem składne i przemyślane kompozycje - tylko brzmiące zupełnie inaczej niż to, do czego jesteśmy teraz przyzwyczajeni. U mnie więc ta płyta budzi miłe skojarzenia, czasem ironiczny uśmiech, ale ogólnie - sympatię. 

Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że dla niektórych archaiczna instrumentacja może być murem nie do przeskoczenia - cóż, to zrozumiałe, aczkolwiek w tej kwestii mogę powiedzieć tylko: żałujcie, bo nie wiecie co tracicie. Brak umiejętności wychwycenia ciekawych konstrukcji muzycznych i rozwiązań brzmieniowych przy pełnym syntetyzmie dźwiękowym, czasem kłującym w ucho, to ogromna strata. Bo Commodore mimo oryginalnych brzmień, nie stroni od ciekawej harmonii, licznych modulacji ("Technik and romantik") i jasno nakreślonych linii melodycznych. 

A ja skoczę do piwnicy zdmuchnąć trochę kurzu z Atari... 

Katarzyna Paluch 80bpm.net

Kto nie słuchał w podstawówce Sandry, Vanilla Ice, Sabriny i nie męczył gier na "komodorcu"? Jeśli chcecie sobie przypomnieć uroczy klimat lat 80 tych, dźwięk 8 bitowca to najnowsza pozycja Requiem spełni wasze oczekiwania.

Capitan Commodore, będący pod wływem lat 80 tych i brzmienia a'la kraftwerk, nagrał płytę syntetyczną, taneczną i co tu gadać urokliwą. "Roboci" klimat, żywcem wzięty z Kraftwerk, synthowe brzmienie, lokują dziś ten album wśród twórców nawiązujących do lat 80 tych.

"Disco Polo" to masa uroczych, naiwnych melodii, zrobionych z młodzieńczą pasją i z dużym poczuciem humoru, bo tak naprawdę tego albumu nie można potraktować w 100 % serio. Nowa płyta z Requiem to połączenie nowoczesności z nie istniejącą, a wciąż inspirującą epoką 80's. Jak dla mnie Capitan Commodore to retro electro i ta nazwa jest chyba najodpowiedniejsza. 

Tomasz Właziński [8/10] www.alternativepop.pl

© requiem records