CITY SONGS – najbardziej nietypowy projekt na naszym rynku muzycznym!

Ideą wszystkich utworów jest muzyczna KOLABORACJA.

Pomysłodawca nie tylko postanowił nagrywać płyty "na odległość", ale zaprosił do współpracy wielu artystów - przedstawicieli elektronicznej
sceny.

Każdorazowo mentalnie wcielał się w rolę muzyka zaproszonej grupy i przygotowywał utwór/szkielet, który później posłużył do dalszej modyfikacji
przez rzeczywistych członków danej formacji. 

Tak powstała niepowtarzalna
muzyczna mapa Polski.

Projekt jest już zamknięty.
Trwał w latach 2000 – 2004.

Cały czas są dostępne są części 4 - 16.


KONTAKT


ZAMÓWIENIA

 
 

CITY SONGS 15 | requiem rec 2004 |


Seria prezentująca dokonania polskiej szeroko pojętej elektroniki.

 

cdr 63 min


PROGRAM: posłuchaj fragmentów w mp3

01_CITY SONGS vs GODS BOW nostalgia
02_CITY SONGS vs JACEK GALUSZKA dead water
03_CITY SONGS vs SLAUGHTERHOUSE wyładowania atmosferyczne
04_CITY SONGS vs MAREK MARCHOFF nothing is written in my a heart
05_CITY SONGS vs REMOTE SPACES hej gagarin (hrn remix)
06_CITY SONGS vs NACHTWACHEN buratino
07_CITY SONGS vs SERFERZY NA FALACH CHASU city song


RECENZJE

Kolejne wydanie City Songs potwierdza dobitnie, ze elektroniczny underground w Polsce ma wiele do powiedzenia. 
Sluchajac po raz pierwszy City Songs XV wiedzialam juz, ze plyta trafila stuprocentowo w moje gusta muzyczne i bardzo czesto bede do niej powracac. Utwory na niej zawarte przywoluja obrazy flmow malowanych muzyka Petera Gabriela takich jak np. Blade Runner (CS vs JACEK GALUSZKA) czy Last Temptation of Christ (CS vs MAREK MARCHOFF); przebija sie tez lynchowski ulubieniec Angelo Badalamenti (CS vs SERFERZY NA FALACH CHAOSU). Cala plyta jest swoistym miksem muzyki filmowej i ambientu charakterystycznego dla Future Sound of London – o nudzie nie moze byc wiec mowy.

Wspaniale, niebanalne elektroniczne przestrzenie hipnotyzuja i przenosza nas gdzies w nieznana przestrzen; unosza nas nad smutkiem zasnutych szaroscia miast, spowalniajac ich nerwowe ruchy. Plyniemy w zamysleniu nad zmeczonymi pospiechem ludzmi, nad szalejaca nerwowo cywilizacja i pulsujacym tetnem postepu; myslimy, wspominamy, marzymy i tesknimy za czyms blizej nieokreslonym...

Plyta ta jest niewatpliwie wydawnictwem dla marzycieli lubiacych odbywac podroze wglab swojej swiadomosci. Jest swiadectwem checi odkrywania i poszerzania muzycznych elektro-horyzontow. Jestem pewna, ze ten kto po nia siegnie nie skonczy na jednym razie. Ja na pewno jestem jedna z tych osob...

Agnieszka Kornet http://godsbow.rockmetal.art.pl

Popełniłem chyba błąd słuchając płyty City Songs vol. 15 przed snem. Przez całą noc powracały do mnie niektóre jej fragmenty, budząc rozmaite skojarzenia, emocje, wspomnienia. Różnorodność zawartych na płycie utworów jest spora, co powoduje, że każdy kolejny utwór jest odrębnym światem muzycznym. 

Gdybym miał powiedzieć, czego słucham najczęściej to pewnie byłaby to otwierająca album „nostalgia” City Songs vs Gods Bow. Podoba mi się bardzo kantylena wokalna w kontrapunkcie smyczków. Podobnie intrygujący jest dla mnie utwór „Wyładowania atmosferyczne” City Songs vs Slaughterhouse, przywodzący na myśl minimalizm muzyki filmowej Eda Shearmura („K-Pax”). Niezwykłe tekstury tworzące przestrzeń, w której rozbrzmiewają odległe głosy burzy są tak naładowane elektrycznością, że po wysłuchaniu całości rodzi się pytanie – „i co dalej?” Powracam więc do tego utworu odkrywając coraz to nowe jego warstwy. 

Zupełnie inaczej odbieram utwór „nothing is written in my heart” City Songs vs Marek Marchoff. Przetworzone brzmienie ni to fidela, ni klarnetu rysujące mocny kontur na tle krótkich, ostinatowych przebiegów teksturalnych jest jak kontemplacja tajemniczego obrazu jakby z dalekiej Azji. Użyta przez kompozytora skala wąsko zakresowa, obecność nuty pedałowej, oparcie całego utworu na odmianie barwy akordu tonicznego, wprowadzenie polirytmi są interesujące i godne powtórnego przesłuchania. Na podobnej zasadzie ostinata oparta jest kolejna kompozycja „hej gagarin”, w której kompozytor Remote Spaces cytuje fragmenty kosmicznych dialogów. Uparcie powtarzany motyw pojedynczego dźwięku na pierwszym planie prowadzi słuchacza przez utwor jak pulsujące światło latarni.

Na płycie znalazł się także wokalny fragment City Songs vs Nachtwachen: „buratino”. To zupełnie inny świat, odrębny od pozostałych utworów. Zaklasyfikowałbym go jako El-post-punk. Albo może El-metal? Stanowi on połączenie postpunkowej tematyki z przebiegami harmonicznymi charakterystycznymi dla metalu (równoległe kwinty, wychylenia modulacyjne poprzez przesunięcie). Klimat tej wypowiedzi jest mroczny i niepokojący, choć chyba nie oskarżycielski. Na zakończenie mamy utwór „city song” w kooperacji z Serferami na Falach Chaosu. Uważnie słuchając znajdujemy w nim odgłosy metropolii: dźwięk jadącego pociągu, jakieś dzwonki (tramwaje), fragmenty ulicznego występu skrzypka, klaksony, szum ulicy. Wszystko to skomponowane w „trackerowym” charakterze z mocno wypunktowanymi motywami dwutonowymi i otwartą budową formalną typu AB. 
Całość płyty – choć nie zaskoczyła mnie awangardą, jest udaną składanką, do której warto powracać.

Jacek Gałuszka http://e.media.pl

...forma wydania płyty, cala idea jest wspaniała, szkoda tylko ze Łukasz zdecydował się na zakończenie swojej misji, jeżeli chodzi o City Songs.

Jeżeli miałbym się wypowiedzieć na temat całej płyty, to tylko 3 utwory zostały mi w pamięci jaki i zostawiły mała, „skazę” na mojej podświadomości. Jest to utwór Remote Spaces, który przypomniał mi muzykę The Orb, z przed dobrych paru lat. Oczywiście kończę już z porównywaniamy, bo to nie oto chodzi. Poczułem po prostu ten klimat i produkcja utworu jest w porządku. 

Utwór, który zrobiłem wspólnie z Łukaszem wyróżnia się na płycie również dobrą produkcją
i ciekawym połączenie digitalnego sampla ze starym modułem analogowym i pięknym polifonicznym fundamentem. Także barwa klarnetu nadała utworowi niepowtarzalny klimat „bólu”.

Nie boje się napisać ze najlepszym utworem na płycie zdecydowanie jest track – Serferów Na Falach Chaosu. Świeże wibracje, plamy ambientowe z alchemicznym powiewem, no i to co lubię aggro – pulsacyjne bębny i mimo chwilowego chaosu w środku kawałka jest czuć równowagę. Produkcja i aranżacja na piątkę.

Marek Marchoff http://requiem.serpent.pl/differentstate

„Nostalgia” to wspomnienie historii, którą przeżyłeś w czasach, kiedy rzeczy zdarzały się naprawdę. Teraz, na początku drogi wiodącej przez pamięć, siedzisz przy stole w kuchni, światło jest zgaszone. Pewien dźwięk, pewien ślad zapachu czy przelatujące światło za szybą przypomniało ci, i wszystko stopniowo odżywa: podróż samochodem przez przedmieścia zeszłej jesieni, oślepiające promienie stygnącego już słońca, przełomowe decyzje, wielkie sprawy, była też jakaś kobieta... 

„Dead Water” jest pomnikiem na cześć orkiestry, która grała w pewnym lokalu, w czeskim miasteczku, gdzie domy mają żółte ściany. Restauracja była elegancka, ale niestety partyzanci wysadzili tamę i całe miasteczko zalała woda. Utwór daje nam możliwość przyjrzenia się zielonym twarzom z sumiastymi wąsami i nadętym ciałom, unoszącym się łagodnie w wodach jak utopione balony. Czasem nawet wejdziemy w umysł tego czy innego z muzyków - topielców, usłyszymy fragment jego historii, ostatnią rozmowę z żoną przy obiedzie czy dźwięk jego umilkłego już instrumentu.

„Wyładowania atmosferyczne” to historia detektywa, który zaparkował nocą przy pustym skrzyżowaniu i czeka na kontakt. Radio się zepsuło i jedynej rozrywki dostarcza mu obserwacja zmieniających się świateł drogowych, huśtających się na wietrze. Na dodatek postanowił sobie, że rzuca palenie i rozlegają się pierwsze pomruki nadciągającej burzy. Stąd niecierpliwość i irytacja.

„Nothing is written in my heart” jest o legendarnej dziewczynce, zagubionej w moskiewskim metrze. Pokochał ją człowiek mający rozległe kontakty z mafią, ale ona odmówiła mu. Zlecił więc hipnotyzerowi Rajtyłło, żeby za pomocą swojej niecnej sztuki zamknął ją w rozległych, białych korytarzach pod ziemią. Żyje tak do dziś, podróżując opustoszałymi wagonami, włócząc się po stacjach, na których jedynym towarzyszem jest muzyka klarnecisty-żebraka, zduszone słowa z głośników i pomięte strzępy gazet.

„Hej Gagarin” to matematyczne przygody małej kropki, postawionej przypadkiem na planach kosmodromu. Kropka wędruje przez schematy i poważne napisy, dobiegają ją głosy dyskutujących nad nią radzieckich inżynierów. Kropka czuje się opuszczona i zaniedbana, traktuje się ją jako błąd, więc postanawia zepsuć plany: niektóre linie wyciera, inne dodaje, wprowadza błędy w obliczeniach. O wynikającej z tego kosmicznej katastrofie na szczęście się już nie dowiadujemy.

O „Buratino” nie wolno mi powiedzieć ani słowa.

„City Song” to pamiątka niebezpiecznej zabawy w wannie. Pewien urzędnik chciał po dniu ciężkiej pracy odprężyć się w kąpieli, ale kiedy już zanurzył swoje cherlawe ciało w gorącej wodzie, odkrył, że w wannie towarzyszy mu rekin. Po chwili strachu okazało się, że ten rekin to w gruncie rzeczy stworzenie przyjazne i obdarzone nieco przewrotnym, ale jednak poczuciem humoru. Urzędnik popłynął na grzbiecie rekina przez ciepłe oceany, był świadkiem rytuałów na tropikalnej wyspie, poznał perkusistę, podróżującego samotnie przez świat na tratwie z zestawem perkusyjnym i razem mieli masę wesołych przygód, a kiedy rekin odstawił urzędnika z powrotem do wanny, woda była już zimna. Od tego wieczora urzędnik częściej brał kąpiele.

Hermann Rottweiler, Błażej Dzikowski http://www.nachtwachen.prv.pl www.exxon-valdez.prv.pl

© requiem records