|
|
|
CITY SONGS 3 | requiem rec 2001
| |
NAKŁAD
WYCZERPANY |
|
|
|
Seria prezentująca dokonania polskiej
szeroko pojętej elektroniki.
cdr 50 min
|
|
|
|
|
|
RECENZJE
|
|
,,...to bardzo wyjątkowa płyta i szkoda mi tylko, ze takie fajne rzeczy, w których jest dusza i serce, są wydawane w tak małych ilościach, ale z drugiej strony na to patrząc, chyba powinienem przyznać racje mojemu PAPIE, ze to są WIELKIE rzeczy tylko dla znawców i koneserów... Powiesiłem sobie właśnie Twoje wydawnictwo na ścianie, wygląda jak awangardowe płótno "nieznanego", za którym kryje się ukryty skarb. Twoja śliczna, mistyczna kartka tez ozdabia kawałek mojego pokoju..."
Tomasz Podgórski ROSEGARDEN http://www.rosegarden.republika.pl
|
|
,,...wykonałeś dobrą, kolosalna robotę: w pewien sposób "przeskanowałeś" środowisko polskiej muzyki niezależnej pod względem muzycznym, estetycznym i filozoficznym. Sadze, ze CITY SONGS to ważna pozycja w sensie historycznym i poznawczym: muzyczna fotografia tej sceny na wczesnym etapie jej rozwoju. Ja jestem zadowolony ze swojego wkładu. Tym bardziej, ze kompozycyjnie i wykonawczo odstaje od reszty..."
Ireneusz Socha http://www.dembitzer.terra.pl
|
|
Mam sentyment do trzeciego śpiewnika miast. Jest na nim mnóstwo moich klimatów. Ma też pewną "tajemniczą" cechę... Wykazując urozmaicenie stylistyczne, jest całkiem jednorodny. Najbardziej odstaje "tin swan". Jakby rdza "trafiła" tytułowego łabędzia, zmieniając go znów w brzydkie kaczątko. Hałasuje niemiłosiernie, prowokując do przegnania go na inny staw. Niewiele brakuje, abym wyłączał go, zanim dokończy swój łabędzi skrzyp. Za to "rdza" jest bardzo zachęcającym do słuchania, bogato zdobionym industrialem. Drone'owaty fundament czuję w głowie i sercu, a nawet... w piętach. Najbliżej moim upodobaniom rzeźbi" Maciej Staniecki. Jego "ibo" relaksuje, ale nie daje zasnąć. Szkoda by było puścić mimo uszu jego czarowanie naelektryzowaną gitarą. Bardzo mocno przenika mnie też "lament". Porusza we mnie inne struny. Nie relaksuje, ale i nie drażni. Przeszywa bez znieczulenia, omijając nerwy czuciowe. Idealnie trafia w emocje, budząc wrażliwość. Tajemniczością pociąga Spear. Jego nasycony przemysłem ambient wyrasta z ciszy i powoli rośnie. Po drodze obraca elektroniką wirtualne i konkretne elementy. Trochę za długo przebywa w początkowej strefie ciszy... Arca Funebris zmierza w stronę łabędzia, ale robi to dyskretnie. Taka natura węża. Poddaję się jego pokusie. Mantry elektronicznych smaczków stępiają czujność zmysłów. Zostaje czysty odbiór sztuki bez groźby utraty raju. Zaczynający całość Rosegarden świetnie się nadaje na... podsumowanie. Zawiera wszystko, co potem słychać w innych kawałkach. Astralną esencją utworu są składniki wymienione w tytule. Jego ciało "fizyczne" to rytm rocka, odpady przemysłu i laminatowa konstrukcja. Gdyby nie łabędź zgrzytający blachą w Parówkach, słuchałbym krążka na okrągło. Może to i dobrze, że kanciasta końcówka przywraca mi zmysłową świadomość miejsca i czasu...
Trzecia recenzja, nie doczekała się publikacji.
Yanko Valskey - Moogazyn
|
|
|