REQUIEM RECORDS


od lat wydaje i promuje muzykę elektroniczną, ambientalną i industrialną. 

Dziś praca wydawnictwa skupia się przede wszystkim na przedsięwzięciu o nazwie Archive Series

Linia wydawnicza Archive Series to unikatowy projekt, który stworzyliśmy by zachować ogromny potencjał muzyki lat 70, 80 i 90. 

Wznawiamy, a w wielu przypadkach wydajemy po raz pierwszy nagrania polskiej sceny niezależnej. 

Wartość artystyczna tej twórczości jest nieoceniona, choć w wielu przypadkach nieznana, a my postawiliśmy sobie za cel ocalenie przed upływem czasu dokonań twórców z tamtych lat.



KONTAKT


ZAMÓWIENIA

 
 

LEGENDARNE ZĄBKI | 1984–1985 | ARCHIVE SERIES requiem rec 44/2011


















Legendarne Ząbki to zapis sesji nagraniowych efemerycznych formacji, które w połowie lat 80–tych tworzyli Jacek Alka (udzielał się zespole Praffdata w latach gdy członkowie byli uczniami Szkolnego Ośrodka Socjoterapii (SOS), Bolesław Błaszczyk (członek Kabaretu Grupy MoCarta, twórca multimedialnej 
Grupy MM
oraz postindustrialnej formacji 997, współpracuje z wydawnictwem Bołt Records przy Serii Polish Radio Experimental Studio), Ryszard Wojciul (grał później w Różach Europy i Sztywnym Palu Azji, obecnie prowadzi audycje jazzowe w soboty w Radiu TOK FM i jest producentem muzycznym) 
i Robert Wyszyński i ich goście na warszawskiej Pradze 
i podwarszawskich Ząbkach. 

Jako adepci szkół muzycznych, przeczuwając czające się sidła rutyny, ocalili to, co było ich wewnętrznym ogniem – grupową improwizację. 

Publicznie wystąpili tylko raz – na dyplomowym recitalu Roberta 
w klasie perkusji w szkole muzycznej na Bednarskiej. Uszkodzony, poćwiartowany jazz, erupcje czystej energii free, cytaty z muzycznego renesansu, odniesienia do współczesnej klasyki, parodie, to efekty twórczego transu wkraczających wówczas w pełnoletność muzyków. Muzyka LZ nie jest ani trudna, ani niezrozumiała, stanowi wielobarwną mozaikę, zagraną odważnie i bez fałszywego zadęcia.

Na materię brzmieniową formacji składają się m.in.: perkusja (także automatyczna – radziecka), ksylofon, instrumenty dęte, wiolonczela, gitara basowa, polskie organy elektryczne, zabawki, sporadyczne taśmowe podkłady i spontaniczne akcje wokalne. Przed włączeniem zapisu muzycy niemal niczego nie ustalają, 
ale grając przeważnie dbają o zwartą formę i wyrazistość brzmienia. Starają się przy tym uwiecznić swe działania 
w możliwie profesjonalny sposób. Wykreowane dźwiękowe historie wytrzymały próbę czasu i radykalnie odcinają się na tle tego co najczęściej opatruje się pojęciem jazzowej czy rockowej ekstremy. 

Muzycy do dziś kroczą zapoczątkowaną w młodości ścieżką, jako The Intuition Orchestra, zapraszając do wspólnej improwizacji m.in. Grażynę Auguścik, Zdzisława Piernika, 
Marcina Krzyżanowskiego, Jacka Malickiego
.

Damaged, cut up jazz, free clean energy eruptions, quotations from music Renaissance, references to contemporary classics, parodies. Effects of creative trance of a group led by Alka (Praffdata), Blaszczyk (MoCart Cabaret Group, Murdered Cheesecake Soon Illegal, MM Group) and Wojciula (Roses of Europe, Rigid Asia Stake).

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10. Gotowość
11. Schaefferyzm
12. Straszna Fryta
13. Sierpień cierpień
14. Niesamowita Wizyta
15. Somewhere My Love
16. Bazyl
17. Relacja z I Otwockiej Wystawy Psów Leśnych i Białych Myszek
18. Astronomia
19. Bulimia Pikuś
20. Słońce
21. Bombowy Wieczór


Nagrano: 
Dom Kultury w Ząbkach, w 1985, latem (1–9) i jesienią (10).
Mieszkanie przy ul. Ząbkowskiej w Warszawie, w 1986, wiosną (11–13) i latem (14–20). Sala Koncertowa Szkoły Muzycznej przy ul. Kawęczyńskiej w Warszawie, jesienią 1984 (21).

Jacek Alka (perkusja, instrumenty Roland: Bassline, SH–101, MC–202, programowanie).
Bolesław Błaszczyk (pianina, wiolonczela, organy „B–2”, gitara basowa, taśmy, wiatraczek „Relaks”, harmonijka, głos).
Ryszard Wojciul (saksofon altowy, klarnet, organy „Student”, głos).
Robert Wyszyński (pianino, ksylofon, radziecki automat perkusyjny, głos).
a także: 
Małgorzata Wojtaszewska (niezidentyfikowane środki, 
głos, 14–16).
Mirosław Bulicz (saksofon tenorowy, 21).
Władysław Zych (trąbka, 21).
Mariusz Kubicki (gitara basowa, 21).
oraz incydentalnie:
Artur Anczarski (puzon, 10).

Nagrania i mastering: Jacek Alka


1983 rok. Warszawa. Robert Wyszyński – pianista i Ryszard Wojciul – saksofonista i klarnecista, z perkusistą Jackiem Alką „Aloszem”, a wcześniej Tomkiem Borowikiem, i basistą Mariuszem Kubickim grają jazz we własnym zespole Deep Raver Jazz Band. (tak – Raver a nie River). 18–latkowie grający jazz są wówczas egzotycznym ewenementem. Biorą nawet udział w programie telewizyjnym „5–10–15”.

W 1984 rozszerzony o trąbkę Władka Zycha, sax Mirosława Bulicza i wiolonczelę Bolka Błaszczyka, zespół koncertuje w macierzystej szkole muzycznej na Kawęczyńskiej na Pradze. Wciąż grają jazz, ale już nieco przybrudzony „brzydkimi” wstawkami.

Muzycy obrany przez siebie nurt kontrolowanej improwizacji, określają modern monadologic. Inspirują się filozofią Gottfrieda Wilhelma Leibniza, według niej świat składa się z bliżej nieustalonej, ale ogromnej liczby całkowicie od siebie odseparowanych i nie wpływających na siebie bezpośrednio bytów, z których każdy jest „całym światem dla siebie samego”. Te poszczególne byty Leibniz nazywa monadami. Latem 1985 Robert, Ryszard, Bolek i Jacek – wzbogaceni o dwa magnetofony do podkładów – realizują sesję Legendarne Ząbki. Ich instrumentarium, to prócz wspomnianego wcześniej: ksylofon, perkusja Polmuz, przestrojona gitara basowa, organy B–2, pianino i radziecki automat perkusyjny. Rysiek grając obiega, mikrofony w szaleńczym amoku, Alosz buduje połamane hiperstruktury na bębnach, Robert kładzie się na klawiaturze organów, wijąc elektryczne klastery, bijąc po kościach upiorny szkielet ksylofonu, wypuszczając z taśmy chóralnego Palestrinę. Bolek oddaje się praktykom dekompozycji, jęcząc wiolonczelą, rozstrzeliwując knajpiane pianinko, obsługując industrialne tła. Cytują Bogusława Schaeffera, Laibach, recytują losowo wybrane teksty.

Zimą i wiosną 1986 roku w praskim mieszkaniu Alosza nagrywają kilka sesji bez Roberta. Na ścianie napis: „Dupo głupia, musisz ćwiczyć?!”. Nie ćwiczą. Grają intuicyjnie. Powstaje kilkanaście ekstremalnie zróżnicowanych kawałków, m.in. z recytacjami Gosi Wojtaszewskiej, Pogruchotane dezel–pianinko, przestrojona wiolonczela, perkusja, ruskie płyty dla dzieci, fujarki, domowej produkcji delay, wiatraczek. Powrócą w pełnym składzie w 1987 roku, nagrywając zaginiony dziś materiał dla zespołu pantomimy, działającego przy klubie Stodoła. Jedyny ślad to króciutki utwór Gotowość, gdzie gościnnie gra na puzonie Artur Anczarski, który potem w USA będzie współpracował z Pawłem Althamerem.

W 2008 Ryszard i Bolek formują The Intuition Orchestra, chcąc wrócić do rwącego strumienia energii, niegdyś przerwanego przez tzw. życie codzienne. Do nowych sesji dołącza Jacek, a także m.in. Grażyna Auguścik, Monika Szulińska, Zdzisław Piernik, Jacek Malicki, Marcin Krzyżanowski, Marcin Olak, Miki Wielecki, Piotr Gliński. 
Historia trwa.


RECENZJE

Both of the Archive Series releases are nicely packed in 7" sized carton sleeves with printed material. Unfortunately the entire booklet of Legendarne Zabki is in Polish, and since I don't know this band from when they first around (1984-1985) its hard to reflect on their history. There is only a few words in English, on the cover. The band name translates as 'Legendary Teeth' and they have the first nine pieces on this release. Then one by Zaki Zwykle, nine by Zabowska and one by Deep Raver Jazz Band - I assume all of these projects are related to each other. The jazz band is recorded in 1984 and all the others in 1985. With twenty-one pieces in an hour, you can imagine these pieces are quite short. I understand the musicians rebelled against the standard rock music scene in Poland in the mid 80s, by playing their own improvised free jazz. There is drums, saxophones, piano, electronics, bass and electronics (and more perhaps) and they approach the free jazz from a rock perspective, rather than taking a pure jazz view. It starts out traditionally, but soon we hear chorals on tape, rhythm machines, sound collage (although not alike that of P16.D4 in the same period, this here remains less cut-up). Throughout these various name changes the music however stays quite similar, tapping out the rich history of free jazz from a free rock perspective.

Frans de Waard vitalweekly

Czarno–białe zdjęcie z lat 50. Gdzieś przy trasie W–Z. Grupa chłopców schodzi w dół po stopniach. To oni – Legendarne Ząbki. A jednak nie, zespół powstanie dopiero w 1984 roku. Zdjęcie na okładce płyty, jak sami twierdzili, przedstawia ich schodzących po tych stopniach w czasie, gdy jeszcze ich tam nie było, w innym wcieleniu. Są tam, ale nie do końca. Oni, ale nie całkiem oni. Rozpoznają to zdjęcie jako antycypację własnej legendy. Czas zatacza koło. „Czas nie istnieje!” – jak napisze później Bolesław Błaszczyk, jeden z członków grupy.

Idea kolistego, zamkniętego i nieskończonego czasu przyświeca Archive Series, w ramach której wydany został ten niezwykle oryginalny (jak na lata 80.) materiał, zapis epoki, która, pomiędzy stanem wojennym a upadkiem komunizmu wydała muzyczne twory (m.in. Kafel – zespół, z którym przez krótki czas współpracowała Kasia Nosowska czy industrialny 997, którego „charakterystyka obejmuje traumatyczną dezintegrację Polski lat 80., powiew ceraty, paździerzu i betonu oraz kontrolę widowisk”) niepodobne do innych, głęboko kontestujące rzeczywistość od środka, komunizm jako rzeczywistość tout court. Ten nowy rodzaj kontestacji można by nazwać krytyką ontologiczną czy metafizyczną, dotykająca samych podstaw istnienia, wpisaną w codzienną szarzyznę egzystencji. Niczym w poezji Białoszewskiego, słuchająca „donosów z rzeczywistości”, tej najniższej, najzwyklejszej, w której czai się jednakże ziarno wyzwolenia. Sztuka jako eksperyment z rzeczywistością – muzyka jako nieposkromiona i samowystarczalna w swej fantasmagorii improwizacja to szczelina, która pozwala wejrzeć do królestwa prawdziwej wolności. Wolności od rzeczywistości – otchłani konieczności.

Takie też są Legendarne Ząbki. Nieprzypadkowo patronuje im, przywołany pewnej czerwcowej nocy 1985 roku, Gottfried Wilhelm Leibniz – twórca filozoficznej monadologii. Ich muzyka to eksperyment w wymyślonym przez nich samych stylu modern monadologic. Złożony z niespełna 20–letnich fascynatów eksperymentalnej muzyki Bogusława Schaeffera zespół postawił sobie za cel przeniesienie jego idei do muzyki. Zawieszenie sensu zarówno merytorycznego, jak i muzycznego – oto podstawowe założenie. „Jeśli „monada jest dla siebie całym światem”, tylko samowystarczalna, odseparowana od wszelkiego „stylu” i brukająca z błotem wszelkie konwencje muzyka, może rościć sobie prawo do miana prawdziwej improwizacji. Muzyka monadologiczna wykorzystuje więc wszelkie instrumenty i zaimprowizowane dźwięki: żywa perkusja miesza się tu z radzieckimi automatami, saksofon zakreśla zdradzieckie wolty, przechodząc zgrzytliwie w harmonijkę (z melodyjką jakby z serialu „Zmiennicy”) czy wiolonczelę. Poszczególne dźwięki przeszkadzają sobie wzajemnie, stanowią odrębne byty, które działają na siebie tylko „tu i teraz”. Muzyka ta sama jest jak leibnizowska monada – styka się z klasyką jazzowego modernizmu Coltrane’a czy Trzcińskiego, nowojorskiej awangardy w stylu Johna Zorna czy dokonań Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, choć być może sama tego nie chce i nie czuje.

Legendarne Ząbki to połamany free (!) jazz zagrany w dekadzie szarej niczym papier toaletowy wydawany oczywiście na kartki i zarazem na swój nieporadny sposób tęskniącej za twórczą i kolorową swobodą zachodniej sztuki. Pierwsze skojarzenia po przesłuchaniu tego niesamowitego zbioru nagrań: eksperymentalny jazzgot zmieszany z punkową zadziornością, matematyczna precyzja przesiąknięta groteską i psychodelią rodem z PRL–owskich programów edukacyjnych poświęconych życiu skorupiaków lub sile ciążenia. Tylko ludzie pamiętający choć jeden najdrobniejszy szczegół lat 80. poczują ten świdrujący, bulgoczący, gwiżdżący kolaż odgłosów wydawanych przez proste programatory, szpulowe magnetofony i instrumenty klawiszowe Roland wsparte nieznośną perkusją i niepokojącymi odgłosami wyłapanymi z codzienności.


Trudno, napiszę to: naprawdę polecam tę płytę. Piszę to z wielkim przekonaniem, choć wiem, że niewprawne ucho może mieć kłopot z przebrnięciem przez pierwsze kilka kompozycji. Skąd ten entuzjazm? Wiąże się on z ulgą, jaką przyniosło mi to wydawnictwo. Ja przeczuwałem tę płytę tak, jak chłopaki z „Ząbek” odnaleźli się na zdjęciu z lat 50. Ich muzyka antycypowała wdrukowaną we mnie legendę „betonowego modernizmu lat 80.”. Narodziła się ona pewnie gdzieś w głębokim dzieciństwie, pomiędzy „Przybyszami z Matplanety”, smakiem pierwszej coca–coli i znalezioną na strychu trzeszczącą płytą Sekstetu Komedy z 1956 roku. A może wcześniej – gdy schodziłem po stopniach przy trasie W–Z? Przecież „czas nie istnieje”…


  • Organoleptyka:

    Archive Series, w ramach której wydano płytę, zasługuje na nagrodę dla „najlepiej_wydanej_serii_płytowej” w kraju nad Wisłą w XXI wieku: nietypowy format tekturowego opakowania, stylizowane na pieczątki numery egzemplarzy, ciekawe wnętrze książeczki wypełnionej zdjęciami i historyjkami dotyczącymi dziejów „legendarnej” grupy. To wszystko tworzy niepowtarzalny klimat balansujący pomiędzy szorstkością i nijakością późnopeerelowskich czasopism a nieco mroczną estetyką annałów dawno zapomnianej wiedzy. Industrialne i eleganckie zarazem. No i Leibniz, którego w pierwszej chwili możecie nie zauważyć…

  • Krotochwile:

    Wymijająco napiszę, że kompilacja nagrań, jakie złożyły się na to wydawnictwo stanowi właściwie (zgodnie z ideą modern monadologic) jeden wielki zbiór krotochwilnych ujęć rzeczywistości. Te utwory nie mogą się „podobać”, bo i cóż to za pretensjonalne określenie. One mogą zaciekawiać, męczyć, drążyć i świdrować nasze mózgi byśmy sami mogli w nich odkryć cząstkę siebie z tamtych lat, która została uwięziona w kompozycji–monadzie.

    Bartłomiej Błesznowski musicnow.pl

Z takimi normalnymi odkryciami jest tak, że jak już coś się odkryje, to jest to odkryte i nie ma po co odkrywać tego na nowo, bo już to ktoś odkrył. Z muzyką jest tak, że nawet już jak się coś w niej odkryje, to jeszcze dużo jest do odkrycia i jeśli nie odkryje się tego teraz, to zawsze można próbować później. Odkryłem to, gdy organy Legendarnych Ząbek zaparzyły mi pyszną poranną kawę, aksamitną jak ziarna wiolonczeli, saksofon nadał jej kryształowej wyrazistości, a podała mi ją perkusja na talerzu w pofałdowanej, ściśle przylegającej do linii, synkopie. Odkryłem, że w tej muzycznej materii tkwi nierozerwalnie z nią związana, groteskowa, przepięknie nonsensowna liryka. Siadam wygodnie, moszczę się, poprawiam spodnie. Napiszę coś o tym. Pośród ogrodu siedzi ta królewska para. Ech... Zrecenzowanie, czy choćby niebanalne opisanie tego, co zawarte jest na tej magicznej płycie, wydaje się zadaniem niemożliwym. Nad kawą unoszą się opary absurdu, a mistrzowie surrealistycznych form dźwiękowych z Ząbek unoszą instrumenty, by w spontanicznie inicjowanych improwizacjach wyrazić sedno uroku swobodnego tworzenia. O tym, kto za tym wszystkim stoi, kto macza palce w sosie wiolinowym, mówi krótka notatka, zaczerpnięta ze strony wydawcy: 

„Legendarne Ząbki to zapis sesji nagraniowych efemerycznych formacji, które w połowie lat 80–tych tworzyli Jacek Alka (udzielał się zespole Praffdata w latach gdy członkowie byli uczniami Szkolnego Ośrodka Socjoterapii (SOS), Bolesław Błaszczyk (członek Kabaretu Grupy MoCarta, twórca multimedialnej Grupy MM oraz postindustrialnej formacji 997, współpracuje z wydawnictwem Bołt Records przy Serii Polish Radio Experimental Studio), Ryszard Wojciul (grał później w Różach Europy i Sztywnym Palu Azji, obecnie prowadzi audycje jazzowe w soboty w Radiu TOK FM i jest producentem muzycznym) oraz Robert Wyszyński i ich goście na warszawskiej Pradze i w podwarszawskich Ząbkach.” 

Wiele tu subtelnej, nie tylko dźwiękowej groteski, wiele obłoków niczym nieskrępowanych muzycznych oddechów, wiele przedziwnych, nie dających się sklasyfikować dźwięków, tak jak przedziwne jest czasami instrumentarium. 

Skończyłem słuchać. Uszy otrzepały się z ostatnich szesnastek, które ledwo zdążyły na finał. Były tak drobne, że ledwo można było nabyć za nie dropsy miętowe. Na owocowe zabrakło trzech akordów. Muszę jeszcze tylko wyprostować lupę, skręconą przez zbyt silne powiększenie. Ząbki pozostały legendarne, kawa została wypita, nazwa The Intuition Orchestra została w pamięci. I pewnie usłyszymy ją nie raz.

Robert J.Marciniak www.przesilenie.com

Jazz fajny jest. Ale taki Jazz, jaki grały LEGENDARNE ZĄBKI w latach 1984–1986 może przyprawić o ból zębów niejednego, ubranego w garnitur miłośnika jazzu. Bo LEGENDARNYM ZĄBKOM było bliżej do koncepcji Rock in Opposition i brzmienia wytwórni Recommended Records niż ECM. Zresztą instrumentarium projektu nie jest typowe: obok wiolonczeli, ksylofonu czy pianina pojawiają się zabawki, radzieckie organy czy taśmowe podkłady. Całość stanowiły grupowe improwizacje, bazujące na jednym obsesyjnie powtarzanym elemencie. Pojawia się zatem element ścisłej dyscypliny. Nagrania te zatem, mimo niewątpliwie technicznie słabszej jakości, wyprzedzają mnóstwo free jazzowych nagrań, gdyż są w sumie lekkostrawne, nawet dla mniej przygotowanych słuchaczy. Gdzieś w tle wyłania się dźwiękowa groteska, która zbliża LEGENDARNE ZĄBKI do rejonów THE RESIDENTS czy RENALDO AND THE LOAF. Czy tak powstała nasza eksperymentalna odmiana jazzu, czyli yass? Być może. Zresztą nieważne etykietki–archwalia, LEGENDARNE ZĄBKI to godzina znakomitej muzyki. Po prostu.

Michał Porwet HARD ART

‘Legendarne Ząbki’ to zbiór nagrań z lat 1984–86 kilku formacji, których trzon stanowili Jacek Alka (Praffdata), Bolesław Błaszczyk (Grupa MoCarta, 997), Ryszard Wojciul (Róże Europy, Sztywny Pal Azji) i Robert Wyszyński. Jako nastoletni muzycy, pobierający edukację w szkołach muzycznych, szukali ujścia swojej przekornej i buntowniczej natury. Remedium okazała się grupowa improwizacja – twórcza, swobodna i spontaniczna. Dzięki niej niczym nieskrępowani poszerzali swoje horyzonty.

Album zaczyna się od ‘Legendarnych Ząbek’ nagranych latem 1985 roku w podstawowym składzie w Domu Kultury w Ząbkach. Tych dziewięć utworów, w większości oscylujących koło 1 minuty i jednym ponad 9 minutowym, przynosi nieokiełznane, często jazgotliwe i psychodeliczne eksperymenty, w których muzycy sprawdzali się nawzajem, swoje możliwości i granice, w których mogą się poruszać, ale także instrumenty, które mieli do dyspozycji, a było tego całkiem sporo. Panowie podczas tych wszystkich sesji grali na wiolonczeli, perkusji, radzieckim automacie perkusyjnym, instrumentach dętych, ksylofonie, polskich organach elektrycznych, pianinie, gitarze basowe, a to te bardziej konwencjonalne, bo usłyszeć można również np. wiatraczek „Relaks”. Pierwsze cztery utwory to prawdziwa erupcja free jazzowej energii, która zostaje zanurzona w przestrzennych i tłamszących ją dźwiękach. Kolejne cztery za sprawą przyjemnego, trochę latynoskiego rytmu automatu perkusyjnego są na pozór rozrywkowe i uporządkowane. W rzeczywistości dzieje się w nich jeszcze większa jatka, której najbliżej do ścieżek dźwiękowych dynamicznych kreskówek w starym stylu. Dziewiąty numer jest najbardziej konwencjonalnym jazzowo i usłyszycie w nim nawet swingujące Ząbki!

Jesienią w tym samym miejscu odbyła się kolejna sesja tym razem jako ‘Ząbki Zwykłe’ dodatkowo z Arturem Anczarskim na puzonie. Pozostał z niej tylko jeden króciutki utwór Gotowość. Szkoda, że reszta przepadła na zawsze, bo to mój absolutny faworyt na płycie. Szybkie serie werbla znakomicie punktują senny, leniwie snujący się, wielobarwny podkład, którego dzisiaj nie powstydziłby się niejeden twórca ambientu.

Kolejne dwie sesje tworzą sekcję ‘Ząbkowska’ nagrane w 1986 roku w mieszkaniu Alosza przy ul. Ząbkowskiej w Warszawie. Wiosną powstały pierwsze trzy utwory, które prezentują Ząbki z prawdziwie jazzowym zacięciem. Świetnie balansują pomiędzy standardem a free. Na uwagę zasługują frontalne partie klarnetu Ryszarda Wojciula. Siedem kolejnych utworów powstało latem, w tym trzy z gościnnym udziałem Małgorzaty Wojtaszewskiej, która recytując z dworcowym pogłosem w Niesamowitej Wizycie wprowadza niepokój i radykalną zmianę brzmienia w tym i kilku kolejnych utworach. Brzmią bardzo futurystycznie, wręcz kosmicznie. 9 minutowy Somewhere My Love brzmi niczym nagrany na stacji badawczej na Solarisie. Z kolei Relacja z I Otwockiej Wystawy Psów Leśnych i Białych Myszek jest jak pocztówka dźwiękowa: perkusja akompaniuje śpiewowi ptaków, w tle słychać recytującego po rosyjsku mężczyznę i harmonię grającą w ludowy sposób. Bulimia Pikuś i Słońce to już powrót do jazzu z elementami sonorystyki i wiodącymi partiami odpowiednio zdezelowanego pianina i fujarki. To najbardziej zróżnicowana sekcja płyty, pokazuje nie tylko wszechstronność muzyków, ale przede wszystkim niepohamowaną kreatywność.

Na koniec cofamy się do 1984 roku i koncertu Deep Raver Jazz Band w Szkole Muzycznej przy ul. Kawęczyńskiej w Warszawie. Tylko jeden utwór, zagrany w powiększonym składzie o Mirosława Bulicza, Władysława Zycha i Mariusza Kubickiego pokazuje nam konwencjonalne, big bandowe granie, od którego zaczynali.

Lata osiemdziesiąte to był czas rocka, jazz grało niewielu. Ząbki od początku grały odważnie i do dziś jako The Intuition Orchestra są wierni swoim ideałom. Ta płyta dokumentuje poszukiwanie własnej tożsamości, estetyki, swojego brzmienia. Słychać w niej miłość do groteski i awangardy – muzycy określali swój styl improwizacji jako modern monadologic (zainspirowany filozofią Gottfrieda Wilhelma Leibniza, który uważał, że świat składa się z niekończącej się liczby całkowicie niezależnych bytów, które nazwał monadami). Nawet jeśli brzmi czasami jak uszkodzona muzyka, zarejestrowana prymitywnymi metodami, albo zgrana z wysłużonej już taśmy, to w dalszym ciągu stanowi kopalnię nowych dźwięków i ciekawych aranżacji.

Opakowanie: ‘Legendarne Ząbki’ zostały wydane oryginalnej formie jako powiększony do rozmiaru 7” koperty tekturowy ekopack. Grafika została naniesiona metodą sitodruku. Opakowanie zawiera gazetową książeczkę, w której przeczytać można wypowiedzi Bolka Błaszczyka i Ryszarda Wojciula, a także kilka fragmentów prozy i poezji autorstwa drugiego z artystów.

Krzysztof Pietraszewski muzykoteka

Skoro historię i legendę zespołu mamy już z głowy, skupmy się na muzyce. „Legendarne Ząbki” to podręcznikowy wręcz przykład tego, że grając muzykę trzeba mieć coś do powiedzenia. Słuchacz może oczywiście z przedstawioną historią się nie zgadzać, lub nie podzielać poglądów zespołu, jednak jeśli owa myśl przewodnia jest wystarczająco silna, niedoskonałości warsztatu przestają być przeszkodą. Owych warsztatowych wpadek trochę na płycie jest, ale to oryginalny muzyczny pomysł i spontaniczność jest zdecydowanie ważniejsza.

Inspiracje i zapożyczenia można oczywiście odnajdować i wyliczać bez końca. Żaden muzyk nie tworzy w oderwaniu od dźwięków, które go otaczają. Faktem jest też, że w latach osiemdziesiątych dużo więcej polskich zespołów kopiowało najlepsze zagraniczne wzorce. Zdecydowanie mniej było takich, które chciały owe inspiracje przetworzyć i które potrafiły ze znanych składników przyrządzić nowe danie.

Muzycy The Intuition Orchestra nie kopiowali. Inspirowali się oczywiście, to słychać na płycie, potrafili jednak twórczo przetworzyć owe muzyczne i literackie inspiracje tworząc coś nowego i intrygującego. Eksperymentując przy użyciu różnych przedziwnych brzmień, technik nagraniowych i zaproszonych gości. Tak też poszukują do dziś, stanowiąc jedną z najciekawszych formacji awangardowych na polskiej scenie muzycznej.

Potrafili stworzyć muzykę oryginalną, a jednocześnie zanurzoną w muzycznej tradycji. Granica między oryginalnością dla samej oryginalności i zaskakiwania słuchacza, a awangardą i twórczymi poszukiwaniami jest cienka i rozmyta. Nie mam jednak wątpliwości, że The Intuition Orchestra nigdy nie znalazła się po złej stronie tej granicy.

Bardziej przekonująco brzmi fragment płyty zatytułowany „Ząbkowska”, głównie dzięki partiom zagranym na klarnecie przez Ryszarda Wojciula. The Intuition Orchestra a.d. 1985 nie miała jednak lidera. Teraz też nie ma, ale to już temat na zupełnie inną opowieść. Rolę centrum muzycznej akcji równie często jak saksofon przyjmuje wiolonczela Bolesława Błaszczyka, muzyka znanego dziś bardziej z Grupy MoCarta. Tu jednak traktuje on swój instrument nieco mniej ortodoksyjnie…

Trzeba mieć sporo dystansu do swojej własnej muzyki, żeby nazwać jeden z utworów „Straszna Fryta”… Nie traktujcie jednak muzyki zespołu The Intuition Orchestra jak kolejnego free jazzowego projektu. Istotnie to muzyka pewnie w całości, a z całą pewnością w dużej części improwizowana. To jednak projekt totalny, czerpiący inspirację nie tylko z klasyki free jazzu, ale także zauważający, że free jazz nie powstał z niczego, odwołujący się do najlepszych swingowych tradycji, ale także do minimalu, dźwięków ulicy, muzycznego akstraktu i wszystkiego innego, co sami tam usłyszycie.

To nie jest płyta łatwa w odbiorze, jednak z pewnością jeszcze do niej wrócę, a to w natłoku nowych albumów jest dla mnie dowodem wysokiej jakości muzyki. Mam nadzieję, że dla wielu również okaże się dobrą rekomendacją, na pewno warto spróbować. Osób, które zespół pamiętają z czasów jego prapoczątków, nie trzeba będzie z pewnością namawiać do zakupu, dla nich to będzie niezwykła pamiątka czasów, które już nie wrócą.

„Legendarne Ząbki” to nie jest muzyka dla każdego. Mnie się jednak podoba. Po tylu latach brzmi niezwykle świeżo. Mimo prymitywnego sposobu rejestracji i niekoniecznie najwyższej jakości dźwięku do doskonała propozycja dla wszystkich, którzy poszukują dźwięków nowych, których jeszcze nie słyszeli. Techniki zarejestrowania części dźwięków wypełniających album nie sposób dziś odgadnąć, co czyni muzykę jeszcze bardziej intrygującą.

Do tego dochodzi staranna i nietypowa szata edytorska, która z pewnością ucieszy każdego posiadacza płyty, a utrudni życie sprzedawcom, którym płyta nie zmieści się do standardowych zabezpieczonych przed kradzieżą pudełek.

Tak to już bywa, że każdy album musi być dzisiaj jakiś… Jazzowy, mainstreamowy (czyli często nijaki), neo–jakiś, jeśli muzyce brak formy, można przykleić etykietkę free jazzu. Może być też soul, R&B, nu–coś tam, albo dowolna kombinacja powyższych. Specjaliści od marketingu mnożą też nowe nazwy, kreując mody i tworząc nowe rynki. Często nawet ułatwiają życie sprzedawcom porządkującym sklepowe półki, dodając dopiski, które nieustannie wprawiają mnie we w sumie dość przygnębiające osłupienie. Czy nie jest bowiem namacalnym dowodem ostatecznego upadku sklepów z płytami umieszczenie dopisku „File Under: Jazz” na płytach największych sław gatunku? Przecież i tak większość sprzedawców i tak nie słucha tego co sprzedaje…. 

Do albumu „Legendarne Ząbki” nie przyczepicie żadnej etykietki. To zwyczajnie dobra, choć niełatwa muzyka.

Rafal Garszczyński subiektywny dziennik muzyczny

© requiem records