REQUIEM RECORDS


To wydawnictwo mające na celu promocję muzyki elektronicznej, ambientalnej 
i postindustrialnej. 

Od teraz skupiamy się na dokumentowaniu nagrań polskich zespołów działających na przełomie lat 70-tych, 80-tych i 90-tych. Grup dziś zapomnianych, których muzyka nadal ma ogromny potencjał. Ta muzyka jest ponadczasowa 
i warto byś się o tym przekonał...



KONTAKT


ZAMÓWIENIA

 
 


"Płyta Roku 2004" miesięcznika Hi–Fi i Muzyka


MACIEJ STANIECKI | to co nieokreślone | requiem rec 14/2004 |


"To co nieokreślone" to druga solowa płyta Macieja Stanieckiego. Artysta umiejętnie łączy pociąg 
w stronę trip-hop'u i rock'owego grania, z ciepłą i ambientalną elektroniką (B. Eno, D. Sylvian, 
P. Nooten). Bardzo ważną rolę w jego muzyce odgrywa gitara. Staniecki gra na niej smyczkiem! Efektem tego są pastelowe, rozciągnięte plamy mieszające się z gitarowym graniem. 
W porównaniu z pierwszą płytą ("Podróże i filmy") utwory oparte są o rytmy. Dużo tu klasycznie komponowanych piosenek.

cdr 55 min

01. człowiek malarz (cały utwór)
02. okno w okno
03. pod powiekami
04. pan klasyk
05. do przodu do tyłu
06. koto
07. to co ukryte
08. febellusz
09. jasna noc nadrzeczna
10. fryszerka
11. sen pana z

MACIEJ STANIECKI




Materiał powstał na przełomie 1999/2000. punktem wyjścia praktycznie każdego utworu była reakcja na dźwięk, bądź zestaw dźwięków, które wywoływały we mnie wspomnienie tych chwil kiedy doznawałem "tego, co nieokreślone". tzn. uczucia błogiego spokoju i porządku połączonych z poczuciem otaczającej mnie wieczności. teraz już mi się to nie udaje

Maciej pracuje nad muzyczną oprawą filmów. W jego dorobku jest muzyka, którą zilustrował film PARADOX LAKE (reż. Przemysław Reut), będący finalistą bardzo prestiżowego festiwalu filmów niezależnych SUNDANCE. Jest tez autorem muzyki do dwóch przedstawień Teatru Imienia Róży Van Der Blaast i kilku etiud filmowych. Na co dzień zajmuje się "tworzeniem dźwięków do reklam, prezentacji i dżingli". Współpracował ze Sławkiem Pietrzakiem nad jego projektem Play. Obecnie działa w Nemezis i z Maćkiem Werkiem, z którym pracuje nad nowym materiałem HEDONE. 

Obecnie, po raz kolejny ("Superprodukcja") komponuje muzykę do nowego filmu Juliusza Machulskiego pt. "Vinci"

http://requiem.serpent.pl/staniecki

chord@interia.pl


RECENZJE

"Płyta Roku 2004" miesięcznika Hi-Fi i Muzyka w kategorii "Inne"

"...Dostałem między oczy, ścięło mnie z nóg i wdeptało w glebę. Przyczyna? "To co nieokreślone". Ale po kolei.
(...) kompozytor balansuje na granicy "inności" i popu z takim wdziękiem, że nie jestem pewien, czy umieściłem "To co nieokreślone" we właściwej rubryce. (...) Wyobraźcie sobie ambientowe głębiny zadumania oraz motoryczne triphopowe rytmy, podbudowane laswellowskim basem i okraszone oszczędnymi partiami gitar o ciepłym brzmieniu lampowego pieca. Niektóre wątki skojarzyć się mogą z twórczością... Mike'a Oldfielda. "

Radosław Pasternak Muzyka 6 | Dźwięk 5 http://www.hi-fi.com.pl

Spore zaskoczenie. Maciej Staniecki napisał na okładce tego albumu, że inspirację do skomponowania poszczególnych utworów były dla niego dźwięki wywołujące wspomnienia chwil, podczas których doznawał uczucia głębokiego spokoju i porządku połączonego z poczuciem otaczającej go wieczności. Po lekturze tych słów, wydawać by się mogło, że usłyszymy pozbawione bitu i rozciągnięte w czasie kontemplacyjne kompozycje. A tu niespodzianka! 
Już pierwszy utwór - "Człowiek malarz" - wprowadza słuchacza w zaskakujący nastrój: funkowy bit o blaszanym brzmieniu łączy ze sobą sprężynujący loop syntezatorowy z gęstym brzmieniem klawiszy. A dalej? W utworze "Okno w okno" pojawia się gitara elektryczna - jej wolne akordy ewokują charakterystyczny dla amerykańskiej psychodelii księżycowy nastrój. "Pod powiekami" i "Pan klasyk" pulsują hiphopowymi rytmami wzmocnionymi pomrukującym groźnie basem. W "Do przodu i do tyłu" na pierwszy plan znów wysuwa się gitarowe dźwięki - senne i rozmarzone, znakomicie wpisują się w abstrakcyjne bity. W "To co ukryte" Staniecki koncentruje się na elektronicznych brzmieniach - na podskórnym motywie syntezatorowym zbasowane motywy łączą się ze sobą w rytmicznie drgającą tkankę dźwięków. "Febellusz" wprowadza dla odmiany skowyczącą niemal po hendrixowsku gitarę podszytą wyciszoną elektroniką. Po statycznym "Jasna moc nadrzeczna" pojawia się "Fryserka" - bliska klimatem instrumentalnym dokonaniom Davida Sylviana z płyty "Gone To Earth". Całość kończy rozbudowana kompozycja "Sen pana Z.". W ciepłe fale syntezatorów, uzupełnione samplami operowych głosów i cicho pogrywającą w tle gitarą wbija się niespodziewanie hiphopowy bit opleciony tłustym basem zamieniając spokojne nagranie w mroczny illbient... 
We wspomnianym tekście zamieszczonym na okładce płyty, muzyk podkreśla, że nie zdarzają mu się już stany inspirujące go do tworzenia takiej muzyki. Wielka szkoda - zostaje nam tylko "To co nieokreślone". 

Paweł Gzyl http://www.gaz-eta.vivo.pl

Owszem! Czekałem dość długo na płytę tego artysty. Operuje on brzmieniami i ogólnie estetyką, która bardzo lubię. Obserwowałem jego twórczość i zadawałem sobie pytanie - co dalej drogi artysto? Wszystkich produkujących ten specyficzny rodzaj ambientu, dotyczy szczególnie - obecnie to pytanie. Jeszcze 10 lat temu niemal wszystko co powstało pod znakiem dark-ambient (i pochodne) było świeże i nowe. I jak wszystko na tym świecie, coś kończy się. Te atmosferyczne plamy, które zawładnęły rynkiem ambient dziś już nie elektryzują tak odbiorcy. W te brzmienia wyposażono niemal wszystkie nowoczesne syntezatory. Wystarczy nastawić, wcisnąć klawisz, potrzymać trochę i już mamy ambient. 

"To co nieokreślone" Maćka Stanieckiego to płytka, która zrywa z tym wszystkim i proponuje muzykę świeżą i żywa. To co mnie zdumiało to mimo wszystko umiejętne nawiązanie albo rozwiniecie stylu tak popularnego w latach 70'tych tj. Krautrocka. Oczywiście przewija się tu wiele innych współczesnych gatunków downtempo, nujazz, lunge. Ta muzyka ma jakiś wspólny rozpoznawalny mianownik. Jest delikatne elektroniczne tło z akustycznie brzmiącą perkusja (i to taka ręcznie grana!) a na pierwszym planie elektryczna gitara. Jej brzmienie jest bardzo przyjemne, delikatne, lekko zmutowane. To właśnie sposób grania przypomina mi najlepsze i twórcze czasy niemieckiego krautrocka. Pogłosy, delaye, poszukiwanie ciekawych gitarowych barw to charakteryzowało zawsze tą muzykę. Maciek dość interesująco wmontował krótkie sample samej gitary i innych ciekawych dźwięków, niewiadomego pochodzenia. Umiejętnie stosuje filtry w komputerze, urozmaicając paletę barw. Mam jedynie czasem wątpliwości czy słusznie założył pluginy na bity. Czasem ich cyfrowość psuje falowanie kompozycji. Ale myślę ze to bardzo dobra i nowocześnie brzmiąca płyta. Czuje się uczciwą, ręczną robotę, która nie nudzi. Pełny profesjonalizm wykonawczy i realizacyjny!

Konrad Kucz http://requiem.serpent.pl/konradkucz

Najnowsza realizacja Maćka Stanieckiego wpadła w moje ręce jakby w niewłaściwym momencie. Przypływ zieleni i wiosennej energii naturalnie nastrajając do dynamicznego słuchania "mocniejszych" brzmień spowodował moją lekką niezdolność do smakowania się jesiennymi klimatami. Tymczasem najnowsza realizacja Maćka Stanieckiego do takich klimatów należy zaliczyć. Staniecki, odpowiedzialny za dzwiękowe ilustracje do produkcji filmowych, również poza studiem filmowym "maluje" obrazy. Bezbłednie warsztatowo,"To co nie określone", jest zbiorem ilustracji do historii, którą sam umieściłbym momentami gdzieś w środkowym Texasie... Jak ilustracja do filmu drogii, którego nie nakręcono. Czasami to jeszcze gorące lato, momentami już jesień. Nieodmiennie przemyślana i wysmakowana produkcja. Chociaż może w nienajlepszym na to momencie (wiosna!) poraża głęboką, poważną, przemyślaną wielowarstwowością brzmień i klimatów łagodzących to wiosenne przebudzenie. "To co nieokreślone"... okresliłbym jako materiał dotknięty studzącą zadumą, pełen pięknych brzmieniowych ornamentów. Staniecki nie stara się zaskakiwać niczym nowatorskim, płyta jest przemyślana i zrównoważona, bogata i wielobarwna, ambientalna. Pływa gdzieś od klimatów sylwianowskich po ilustracje Glassa, Laswella. Realizacyjnie wyważona. Dla miłośników muzycznych obrazów i ciepłych jesiennych wieczorów z rozgwieżdżonym niebem.

Jarek Grzesica http://www.syntezatory.pl

Never judge the book by the cover – mawiają Anglicy i mają rację. Kierując się szeroko pojętym profilem Requiem Records wypatrywałem ambientu w bardziej dosłownym znaczeniu, niełatwo przyswajalnego, takiego „klasycznego”. Cóż jednak z tego, skoro propozycja Macieja Stanieckiego nie wpisuje się w tę bajkę. 

Przyznam, że mój pierwszy kontakt z tą muzyką był dla mnie zaskakujący. Być może to dalekie porównanie i dla wielu wyda się na siłę, lecz... gdy pierwszy raz włączyłem ów krążek przyszła mi do głowy płyta klasyka rocka, Neila Younga, Deadman, która nagrana została jako soundtrack to filmu Jima Jarmuscha pod tym samym tytułem. Young zarejestrował ją w ten sposób, że po prostu wziął gitarę i wzmacniacz i podczas projekcji filmu zaczął grać. Improwizował, przeplatając gitarowy chaos szczątkową melodią. Oczywiście płycie Stanieckiego daleko do Neila Younga pod tym względem, lecz mam wrażenie, że sporo jest punktów wspólnych. Choćby to, że niniejszy album też jest „czymś w rodzaju” soundtracku, tyle że może nie do realnego filmu, ale do takiego, który powstał w głowie. To raz. Dwa – gitara w obu przypadkach brzmiąca podobnie, bardzo frapująca. Trzy – może mnie poniosło, ale powiedziałbym, że płyta Macieja Stanieckiego to taki elektroniczno/gitarowy odpowiednik gitarowego albumu Younga. Wyczuwam w obu podobne emocje, obydwa trafiają również w mój gust.

Cóż jednak, od strony teoretycznej, proponuje Staniecki? Przede wszystkim muzykę, która stoi gdzieś na pograniczu kilku stylów: ambientu (klawiszowe i trochę też gitarowe tła), funku (silne zrytmizowanie niektórych kawałków), tirp-hopu (brzmienie gitary plus rytm), rocka (znów gitara, nie tak przecież częsta na ambientowych produkcjach), elektroniki. Co by zresztą nie pisać o poszczególnych wpływach, nie odda to w kilku słowach bogactwa albumu. Bo przyznam się, że za każdym razem odkrywam w nim coś nowego. Coś, co sprawia, że chce się do tej muzyki wracać – nie każdy tak potrafi...

Ciekawe, że stwierdziwszy wybitną „filmowość” tej muzyki, jej silnie ilustracyjny charakter sprawdziłem w sieci i okazało się, że faktycznie Maciej Staniecki ma za sobą filmową przeszłość, ale że też wciąż się zajmuje tym medium. Myślę, że to dobra droga, bo jest naprawdę dobry w tym, co robi. Polecam!

Jacek Żuławnik (maj 2004) 8.3 http://www.mrock.republika.pl

Requiem Records ma już blisko dekadę i konsekwentnie podąża obraną przez siebie ścieżką. Ta natomiast wiedzie coraz dalej od postindustrialnych rubieży, gdzie tkwią korzenie wydawanej przez label muzyki. Kolejnym tego dowodem jest jedna z ostatnich pozycji w katalogu wytwórni - "To co nieokreślone" Macieja Stanieckiego. Adekwatnie do tytułu muzyka zdaje się pretendować do roli sonicznej metafizyki. Ale bynajmniej nie jest to jej zaletą, bo chwilami zawiewa prog - rockowym patosem. Na szczęście tylko chwilami, gdyż autor ma na tyle wyczucia, by nie dać się unieść gitarowym solówkom, które w znacznej mierze określają brzmienie albumu. W 11 - stu dosyć spójnych utworach z powodzeniem lawiruje pomiędzy trip - hopem i ambientem. A to dzięki zwiewnym, hiphopowym bitom o metalicznym posmaku i subtelnym plamom pastelowych dźwięków, które wyczarowuje przy pomocy swych 6 - ciu strun. Miłe, nawet bardzo.

michał n. [fluid#42 - 06/04] http://muzyka.onet.pl/fluid/27930,0,recenzja.html

Maciej Staniecki prócz muzyki ma do czynienia z filmem, co wyraźnie słychać w jego dźwiękach. Wydana w zacnej polskiej wytwórni Requiem druga płyta „To Co Nieokreślone” ma bardzo soundtrackowy charakter.
W tych muzycznych, ambientowych podróżach po kosmosie nie brak odwołań do stylistyki hiphopowej, aż po akcenty kojarzone ze epoką świetności rocka progresywnego. Na astronautycznych, rozmarzonych tłach spotykają się przetworzone dźwięki gitar z czasem śliskimi, czasem chropowatymi bitami. Momentami możliwe są skojarzenia z twórczością Massive Attack. Jak słychać pasjonująca, spokojna i uporządkowana elektronika powstaje także między Bugiem a Odrą. Dojrzałe muzyczne kolaże z których wyłania się spora dawka wrażliwości.
Polski Funky Porcini rewelacyjnie łączący to co dobre u Briana Eno i Pink Floydów. Wspaniale tajemnicze downtempowe dzieło dla tych, którzy w muzyce szukają ukojenia i paliwa do produkcji marzeń.

Jacek Rusiecki www.diggintheshelf.art.pl

Muszę przyznać, że do płyty Macieja Stanieckiego "To co nieokreślone" podchodziłem z lekką taką nieśmiałością. Owszem, miałem już niewątpliwą przyjemność wsłuchać się w utwory napisane do filmów: "Vinci", "Superprodukcja" czy "Paradox Line", lecz z solowym projektem tego muzyka zetknąłem się po raz pierwszy. "To co nieokreślone" wydano nakładem Requiem Records w 2004 r. Po zapoznaniu się z zawartym na niej materiałem ze zgrozą stwierdziłem, że oto przez cztery lata żyłem w błogiej (ale czy pożądanej) nieświadomości istnienia na polskim rynku muzycznym godnego następcy klasyków ambientu, czyli Briana Eno czy Klausa Schulze.

Choć lata świetności tego gatunku muzycznego przypadły na lata 70-te XX wieku, to przyznać trzeba, że w dzisiejszych czasach, opanowanych przez jałową i skoczną muzę skierowaną do średnio wyrobionego odbiorcy, jego reinkarnacja jest ze wszech miar pożądana. Niby cechująca się odejściem od linearnie rozwijającej się linii melodycznej na rzecz luźnej kompozycji plam dźwiękowych, została spenetrowana przez The Orb, Future Sound of London, Aphex Twin, Banco de Gaia, Biosphere, Wolfram, Monolake, Air, William Ørbit czy Autechre (o nawiązujących do tej stylistyki The KLF czy Enigmie nie wspomnę), to Staniecki zaoferował nam coś kompletnie nowego. Muzyk nie ograniczył się do typowo ambientowych dźwieków wyzwalanych przez instrumenty klawiszowe, uzupełnianych gitarowymi akordami, lecz przyprawił je szczyptą funku, trip-hopu i rocka. Klimat stworzony tą fuzją dźwięków, podany został w niezwykle delikatny i wysmakowany sposób, malując w wyobraźni słuchacza bezkresne przestrzenie wypalonych słońcem krajobrazów (przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie). Choć całość pełna jest muzycznych ornamentów, to doskonale wpisują się one w poszczególne tematy nie rażąc ani barokowymi zwyrodnieniami, ani minimalistyczną stylistyką. Całość jest doskonale wyważona i przemyślana.

Staniecki nie odkrył gatunku na nowo. Takie stwierdzenie byłoby mocnym nadużyciem. On odgrzebał ambient z mroków zapomnienia i odświeżył starą jego formę nowymi elementami. Trudno tu mówić o radykalnym liftingu, raczej o lekkim retuszu. Niby proste, ale czyż prawdziwy geniusz nie opiera się na prostocie właśnie?!

Maciej Staniecki napisał na okładce tego albumu, że inspirację do skomponowania poszczególnych utworów były dla niego dźwięki wywołujące wspomnienia chwil, podczas których doznawał uczucia głębokiego spokoju i porządku połączonego z poczuciem otaczającej go wieczności.
Mam nadzieję, że zostało nieco z tych wspomnień na kolejną płytę...

Grzegorz Raczek www.duzeka.pl

© requiem records