|
|
|
RAFAEL I DAMIAN | Archiwum
1983–1986
|
ARCHIVE SERIES
requiem rec 43/2011 |
|
|
|
"...Rafael i Damian to muzyka przede wszystkim ilustracyjna, plastyczna i teatralna. W większości instrumentalna. Pieśni, piosenki, opowieści i plotki. Często wkraczające w obszar zadumy, melancholii, baśni, impresji. Nawet w momentach, kiedy namiętności kumulują się w dynamicznej ekspresji budowanej na motorycznych rytmach lub uwodzących riffach nie traci swojej specyficznej zadumy i subtelności..."
Henryk Palczewski
"...Premiera intrygująca, bo muzykę braci Kozubów wyróżniają staranne zabiegi kreacyjne: drobiazgowe zaplanowanie formy i dobre wykonanie utworów (telepatyczne zgranie), zaprojektowanie brzmienia poszczególnych instrumentów, głosów oraz całych kompozycji, zastosowanie harmonizujących linii wokalnych oraz – szczególnie wyróżniające ich na tle innych (nie tylko) ówczesnych zespołów – operowanie harmonią (głównie za sprawą wykorzystania pianina i instrumentów klawiszowych) do wprowadzania ciekawych efektów kolorystycznych i emocjonalnych..."
Ireneusz Socha
CD 1 (1983–1985)
01. Pajacyk
02. Yang
03. Jest Gdzieś Świat
04. Syrena…da
05. Jaki Bury Świat
06. Zaproszenie Do Kąpieli
07. Wernisaż
08. Taniec Komediantów
09. I Uwolnić Uwięzione Słońce
10. Vistolii – Podróż W Czasie
11. Obierając Właściwy Kierunek
12. Struna
13. O Krasnalu
14. Posejdon
15. Schron
16. Mrok II
17. Utopić Wieszcza
18. Doktryna
CD 2 (1985–1986)
01. Jo‘ Lie
02. Ofelia
03. Gdzie Jest A?
04. Mencepolow
05. Stebenea
06. Ferdynand Wspaniały
07. Walc Kolibra
08. Karzeł Też Chce Czasem Być Duży
09. Horus
10. Dźwięk Przenika
11. Dzieci Boją Się Ciebie
12. Internat (Wersja I)
13. Muzyka W Parku
14. Pośpieszajcie (Pianolino)
Działalność krakowskiego duetu RAFAEL–DAMIAN (chodzi o Rafaela i Damiana Kozubów), braci bliźniaków, multiinstrumentalistów muzyki „niepokornej”, sięga końca lat 70., kiedy to jeszcze, jako dzieci muzykowali w zakładowym zespole Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego PANTOGRAF. Swoją pierwszą grupę założyli nieco później z ówczesnym basistą (a potem leaderem, gitarzystą i wokalistą) KRAKOWSKIEJ GRUPY BLUESOWEJ (KGB) – Pawłem „Pawką” Małysiakiem, jednakże były to jeszcze dość nieśmiałe poczynania. Wcześnie również skupili się na karkołomnej, wieloletniej realizacji swoich założeń muzycznych w zaciszu domowego studia – od roku 1982 do 1988 zapisywali swoje sesje nagraniowe i rozprowadzali na kasetach w Polsce i za granicą w tzw. drugim obiegu, między innymi przez krakowską oficynę B.N.exp, pilską ARS 2 i łańcucką AML.
W 1986 roku, zachęceni działalnością zaprzyjaźnionego zespołu ZOAS, prowadzonego przez potem tragicznie zmarłego Jakuba Smaczniaka, założyli w Krakowie grupę FRAGMENTY R–27 (ostatecznie o nazwie zredukowanej do członu końcowego), realizującą przez cztery lata spontaniczne, dynamiczne i po części agresywne zamierzenia muzyczne. Skład ulegał modyfikacji (Andrzej Jarzyna był pierwszym perkusistą, Piotr Nodzeń drugim basistą, a Dariusz „Darecki” Kaszubski grał na bongosach), lecz człon główny pozostał zawsze niezmienny: RAFAEL (instrumenty klawiszowe i perkusyjne, śpiew, kompozycje), DAMIAN (perkusja, głos, pianino, kompozycje), Rafał „Walek” Walczowski (bas), Piotr „Buzer” Łabuzek (trąbka, głos, syntezator) i Paweł „Rudy” Ochel (gitara, głos).
Z tym kontrowersyjnym zespołem bracia dali wiele koncertów w rodzimym Krakowie (w klubie, a potem w kinie Podwawelskim, dwukrotnie w Nowohuckim Centrum Kultury, w klubie Wola Zoo, czy w Dworku Białoprądnickim, etc. ) i wzięli udział w kilku większych akcjach wyjazdowych: Skawina – klub „O.D.K”, Katowice – klub Studencki „Akant” na Festiwalu Muzyki Odjazdowej, Rzeszów – klub „O To Chodzi”, Warszawa – „Remont”, Warszawa – Festiwal „Marchewka” w Rivierze (tu wspólnie z kompozytorem Zbigniewem A. Lampartem, ówczesnym kierownikiem muzycznym Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie). Z tą grupą posiadają także na swym koncie liczne, prywatne wydawnictwa kasetowe.
Nieufność z jaką publiczność przyjmowała te żywiołowe występy (np. wyłączenie prądu podczas katowickiego przeglądu festiwalowego w klubie „Akant”), nie mające jednak nic wspólnego z kulturą post–punkową i niezrozumienie spowodowały zaniechanie dalszych wyjazdów i dawania przypadkowych koncertów. Ostatecznie RAFAEL rozwiązał grupę w listopadzie 1989 roku.
Oprócz wydawnictw kasetowych bracia są odpowiedzialni również za liczne broszury i gazetki muzyki niepokornej, min. fanzin ALTER, redagowany wspólnie z Robertem Kramaićiem i felietony wykorzystywane przez Henryka Palczewskiego w jego Informatorze ARS 2.
W 1988 roku doszło do współpracy wydawniczej z Mariuszem Błachowiczem, a w połowie 1989 do spotkania z muzykami dębickiej sceny: Ireneuszem Sochą, Arkadiuszem Franczykiem i Andrzejem Kramarzem (KIRKUT–KONCEPT i NA PRZYKŁAD), które zaowocowało wspólną sesją nagraniową w październiku, wydaną pod tytułem „Sen Wczorajszy”.
Po emigracji bracia skupili się ponownie nad twórczością solową. Po osiedleniu się na stałe w Nadrenii–Westfalii realizowali jeszcze do końca lat 90–tych projekty muzyczne (szczególnie Damian (www.kozub.de) zapisywał wtedy dużo samotnie, nawet aż do roku 2007), wydawane na kasetach lub płytach CD, ale jednorazowa próba powołania do życia nowego, pełnego nadzieji zespołu z Peterem Sohnem z Wuppertalu niestety nie powiodła się.
|
|
RECENZJE |
|
Wielu młodych muzyków marzy o tym, żeby ich nagrania brzmiały jakby pochodziły ze starych kaset. Stosują specjalne zabiegi studyjne lub pożyczają sprzęt od dziadka, aby to osiągnąć. I w sumie nic w tym złego, każda kombinatoryka jest dobra, ale jednak miło jest znaleźć coś co jest teleportowane z innych czasów, z prawdziwej, nieudawanej przeszłości, a brzmi jak muzyka zrobiona teraz. Album Rafael - Damian Archiwum 1983-1986, album - znalezisko, mógłby być nagrany dziś, z powodzeniem. To muzyka zawieszona ponad czasem, rozpostarta między epokami, aktualna w koncepcji i wykonaniu.
Rafael i Damian kreują własną wizję świata, albo po prostu filtrują przez swoją wrażliwość to, co widzą dookoła, co w danym momencie napędza ich emocje, co dziwi, straszy, zastanawia. Jest w tej muzyce eteryczność, delikatność, nie ma ani odrobiny agresji i hałasu, ale jest bardzo dużo szerokiej dynamiki. I choć utwory poprzez skromne instrumentarium i bardzo spójną koncepcję wykonawczą są do siebie dosyć podobne, to w żadnym wypadku nie pojawia się jakikolwiek rodzaj monotonii. Są całkiem rozmaite, złożone harmonie, klawisze grają lekkie, powietrzne drony z wyraźną słowiańską nutą, ale bez niepotrzebnego tutaj folku. Panuje nieśpieszność i spokój. Warstwa perkusyjna jest żywa, wykorzystanie powszednich przedmiotów, stuknięć, dzwonień, wibracji potęguje różnorodność i choć nagranie siłą rzeczy jest bardzo matowe, to perkusyjnie momentami błyszczy. W kilku miejscach pojawia się automat perkusyjny przepuszczony przez jakieś proste efekty, pogłosy, dodając aranżacjom niejednoznaczności.
Bardzo szczególne są wokale – prawie zawsze co najmniej w dwugłosie, bez konkretnego tekstu, czy może raczej ze słowami śpiewanymi w nieznanym języku. Są też gdzieniegdzie teksty po polsku czy pojedyncze słowa po angielsku. Dość symptomatyczne nawiązania w tytułach i samych tekstach do szeroko pojętego bajkowego świata („O Krasnalu“, „Pajacyk“, „Syrena“, „Ferdynand Wspaniały“, „Walc Kolibra“). Bracia, pomimo dość smutnych melodii, nie odżegnują się od wyraźnego poczucia humoru („Karzeł też chce być czasem duży“, „Utopić Wieszcza“).
Oczywiście w archiwalnych nagraniach duetu Rafael - Damian czujny badacz prędko zauważy wątki typowo ejtisowe, ten bardzo specyficzny rodzaj atmosfery, melancholii, zastosowanie określonych sposobów grania na instrumentach by odpowiednie wrażenie wywoływać, ale te nawiązania są bardzo delikatne i naturalne. Zresztą w tych nagraniach wszystko jest niewymuszone, można powiedzieć, że są zrobione na luzie, lecz nie brakuje w nich skupienia, może raczej trzeba je określić jako idealną wypadkową skupienia i luzu właśnie.
Swoboda tych nagrań oraz pewne po-etniczne wtręty kojarzą całość również z muzyką psychodeliczną, żeby nie powiedzieć hipisowską, może nawet jakiś spokojniejszy krautrock jest tutaj także na miejscu. Jest obecny jakiś rodzaj rytualności, a improwizacja, ta z innego korzenia niż jazzowy oczywiście, jest tutaj podstawą.
Bardzo trudno znaleźć konkretne podobieństwa do znanych zespołów, a jeśli już nasuwają się, to tylko na chwilę (Wolfgang Press chociażby? Young Marble Giants? This Mortal Coil? czy nawet Marek Grechuta i Anawa z najlepszego okresu? To ostatnie byłoby całkiem sensowne, omawiana tutaj muzyka również powstała w Krakowie).
To wszystko czyni Rafaela i Damiana Kozubów duetem niezwykłym na polskiej scenie, odkrytym po latach kolejnym brakującym ogniwem. Ile ich jeszcze? A gdy wiemy, że nagrywali swoje rzeczy w domowych warunkach, na analogowym czterośladzie, często korzystając z pożyczonych instrumentów, sprawa staje się jeszcze bardziej niezwykła. Rozstrojone czy wręcz zdekonstruowane i spreparowane pianino, klawisz Student, domowym sposobem udoskonalona perkusja, zebrane od znajomych pogłosy i przystawki, zmodyfikowane gitary - wtedy trzeba było się konkretnie natrudzić, żeby osiągnąć poszukiwane brzmienie, a nawet żeby w ogóle zagrać. Panowie budowali również instrumenty sami z dziecięcych zabawek chociażby.
Kozubowie, gdy już mieli to, co w danym momencie mogli zgromadzić, dokładając do tego przedmioty codziennego użytku w charakterze perkusji oraz swoje własne głosy, oddawali się wspólnej improwizacji, ad hoc wymyślając utwory lub tylko ich szkielety i od razu nagrywając efekt, co bardziej udane fragmenty zostawiając na taśmie. Czasem były one później uzupełniane o kolejne warstwy, ale zawsze utrzymując charakter chwili oraz nieszlifowaną doraźność. Taki sposób pracy był bardzo płodny, w trakcie swojego istnienia jako duet/zespół nagrali kilkanaście a może nawet kilkadziesiąt sesji, większość z nich wydając na kasetach sumptem BN.exp records i dystrybuując w wąskim, podziemnym obiegu. Potem pojawiły się także jakieś cd-ry czy udziały w kompilacjach, ale dopiero niniejszy album jest pierwszym w pełni profesjonalnym wydawnictwem i, mam nadzieję, trafi do szerszego odbiorcy. Po raz kolejny ukłony dla Requiem Records za nieustanne starania o to, by kolejne brakujące ogniwa polskiego undergroundu znaleźć, a białe plamy zapełnić wartościową treścią. Trzeba dodać, że tradycyjnie dla tej wytwórni, album jest pieczołowicie wydany, zarówno graficznie, wizualnie, ale również merytorycznie – wywiady z twórcami i ich przyjaciółmi z okresu, fotografie prawdziwych instrumentów z epoki, reprodukcje okładek wszystkich wydanych przez zespół kaset, a nawet pochodzące już z okresu po rozwiązaniu duetu prywatne prace malarskie i rysunkowe, pozwalające lepiej zrozumieć świat Panów Kozubów, ten sprzed i już po ich emigracji do Niemiec. Wzorowa praca reedycyjna i archiwistyczna.
To jedna z takich płyt, które automatycznie włączają pytanie - „co byłoby gdyby?“: gdybyśmy mieli taki system muzyczny jak na Zachodzie, gdyby w latach 80tych oficjalne wydanie płyty w Polsce było czymś normalnym, gdyby było możliwe wejście utworów Rafaela – Damiana na listę przebojów, gdyby Polska mogła być lepszym krajem dla muzyków i muzyki po prostu, wtedy i teraz? Czy nie byłoby fajniej nie zastanawiać się nad archiwalnymi znaleziskami i dziwić się, że poznajemy je dopiero teraz, ale opiewać raczej kolejną świetną reedycję klasycznej płyty? Czy może polskie zespoły byłyby wymieniane jednym tchem obok tych z Rough Trade, 4AD, Factory i tak dalej? Albo czy w takiej sytuacji mogłoby być czymś nagminnym, że to zachodnie zespoły kopiują dokonania naszych rodaków, a nie odwrotnie? Efektywny system muzyczny, realny rynek płytowy i koncertowy podparty sensownymi mediami mógłby wykreować Rafaela i Damiana na międzynarodowe gwiazdy, wielu innych muzyków stąd również. Można się zastanawiać, czy byłoby to jednoznacznie dobre, oczywiście, każdy kij ma dwa końce, ale uważam, że to wielka szkoda, że takie kwestie ciągle możemy rozważać jedynie czysto teoretycznie, a historia w przedziwny sposób się w kółko powtarza, marnując niezliczone talenty.
Wojciech Kucharczyk www.popupmusic.pl
|
|
Chillwave, lata 1983-1986
Zwolennicy wymienionego w tytule gatunku mogą być niepocieszeni, bo to przecież bardziej „dreampop 1983-1986″, a chwilami może nawet „lo-fi 1983-86″. Dla mnie najważniejszy jest jednak fakt, że połowę najmodniejszych pojęć ze współczesnego słownika muzycznego udałoby się bez większego trudu zilustrować przykładami z twórczości krakowskiego duetu Rafael i Damian (Rafael-Damian). Ich płyta „Archiwum 1983-1986″ to następny odcinek świetnej kolekcji Archive Series publikowanej przez oficynę Requiem. Odcinek tak zaskakujący, że właściwie polecam tę płytę zdobyć i przesłuchać jeszcze przed przeczytaniem dalszego ciągu niniejszego wpisu. Bo pewnie będziecie – w naturalnym odruchu – chcieli do tego, co zaraz napiszę, podchodzić jak do fantastyki.
Jak zwykle przepięknie wydany (patrz foto), podwójny album Rafaela i Damiana Kozubów (znanych również z grupy R-27, dziś mieszkających na emigracji w Niemczech) przynosi utwory publikowane w latach 80. własnym sumptem na kasetach magnetofonowych. Osadzone w bardzo szeroko rozumianym brzmieniu nowej fali, oczywiście przesiąknięte duchem „zrób to sam”, ale zarazem wychodzące w stronę uduchowionej, pełnej zadumy, lekko gotyckiej, no i bardzo romantycznej stylistyki. Z pewnym wzruszeniem czytam w książeczce o domowych metodach nagraniowych (niedawno sam się przyznałem do współtworzenia grupy Psujnerwy, która wykorzystywała podobne sposoby, nawet mikrofon był nieco podobny do tego, który posiadali Rafael i Damian) i słucham, ile się dało z tych metod przy odrobinie wyobraźni wycisnąć.
Podejrzewam, że tak mogły brzmieć szkice, taśmy demo wykonawców z wczesnego 4AD – Cocteau Twins, Dead Can Dance, This Mortal Coil. Bo powiedzieć o Rafaelu i Damianie, że inspirowali się tą estetyką byłoby krzywdzące – oni bardziej tworzyli podobną estetykę w Polsce okresu stanu wojennego i później, z wykorzystaniem tego, co mieli pod ręką. A gdzieś z tyłu słychać u nich i echa Studia Eksperymentalnego PR z jego słuchowiskowym zacięciem w opowiadaniu wyimaginowanych fabuł dźwiękiem, słychać tu wręcz Eugeniusza Rudnika (tu bym się dopatrywał tej teatralności, o której pisze we wkładce Henryk Palczewski), a nawet jakieś dziwne światy dźwiękowe europejskiego rocka lat 70. typu Faust czy Magma (wokale). Także w onomatopeicznym spojrzeniu na język – bardziej jako generator nastroju niż przekaźnik treści (tu zarówno 4AD, jak i Magma). Czasem wprowadza synkopowane rytmy („Jaki bury świat”), preparowane instrumenty (odkurzacz podłączony do klarnetu), rozstrojone dźwięki (radzieckie organy, dziecięce zabawki muzyczne, niestrojące pianino Legnica). To jednocześnie muzyka, która się zapętla, czasem wpada w rytmiczny trans, zmiękczona, niosąca w sposób naturalny charakterystykę taśmy, chwilami rozmyta i oddalona nie najlepszymi pogłosami. Nadżarta przez lata konserwacji na nośnikach magnetycznych marki Stilon Gorzów.
Wydaje mi się, że Rafael i Damian tworzyli w pewnym sensie muzykę elektroniczną na bazie instrumentów akustycznych. Eksperyment był dla nich nie tyle celem samym w sobie, co formą oszukania rzeczywistości. Gdyby mieli sprzęt zachodnich kapel z tamtego okresu, być może potrafiliby je przebić brzmieniowo. Być może Ivo Watts-Russell podpisałby z nimi kontrakt, gdyby usłyszał świetne „Gdzie jest A?”. Być może wyewoluowaliby w polskie Legendary Pink Dots. W każdym razie w świat lo-fi wepchnęły ich okoliczności, dream pop tworzyli w sposób naturalny, intuicyjny, chillwave’em avant la lettre niech będzie tworzenie utworów w reakcji na dziecięce przeżycia z książek czy filmów, których śladem jest np. obecny tu „Ferdynand Wspaniały” – poza tym dawno nie słuchało mi się tak przyjemnie czegoś tak zaszumionego… Część słuchaczy podejdzie do tego jako do archiwum zgrzebnych, surowych eksperymentów. Dla mnie to jest teatr wyobraźni, niezwykły przykład, jak można tworzyć coś z niczego, no i – zupełnie indywidualnie – odbieram to jako powrót w magiczny świat dzieciństwa.
Aż się prosi ta płyta o jakiś tribute młodych wykonawców.
Bartosz Chaciński polifonia.blog.polityka.pl
|
|
|