|
|
|
SPIKA | death_trip | requiem rec
37/2011 |
|
|
|
Spika nie daje spokojnie zasnąć. Płaskie
akordy
WKU wiodą słuchacza wstęgą zanieczyszczonych
pulsacji. Tytułowy
Death Trip 2 jest trochę jak kąpiel we krwi. Little Pixie
budzi natomiast niepokojące
i raczej niemiłe wrażenie zaniku pulsu.
W nagraniach dominuje mroczny drone, kaskady przelewających
się szumów, lub/i wysmakowane, ciemne, zanurzone w
dyskretnym pogłosie harmonie. Muzyka emocjonalnie porusza
się na granicach elektryzujących napięć, z rzadka
przekraczając próg bólu odbiorcy. Subliminalny zastrzyk
podskórnej wrażliwości, sprawia, że znaleźć można się
w przedśmiertelnej pułapce.
You won't sleep well after listening to Spika. With his flat acords and polluted pulsations in the
WKU piece, he will take his listener through the drony landscapes of his imagination. The title song,
Death Tip 2, is like a blood bath. Little Pixie is like a disturbing and an unpleasant fading of your pulse.
Death Trip is full of dark drone sounds, pouring noise and dark tasteful harmonies. The music emotilonally moves between the electrifing tensions and mixes with feeleing of an sensitive underskin shot so one can feel like being caught in a pre-death trap.
cd | ekopak, handmade... | 37:10 min
|
|
01. Porn
02. Do You Love Me?
03. Little Pixie
04. Delia
05. WKU
06. Death Trip 1
07. Death Trip 2
08. Death Trip 3
09. The End Of It All*
|
|
|
|
Michał Jeziorski (ur. 1974) od wczesnych lat 80. zafascynowany był zarówno
muzyką elektroniczną jak i technologią wykorzystywaną do jej
tworzenia. Za sprawą płyt takich jak "Some Great Reward"
Depeche Mode, czy eksperymentalnych dokonań Tangerine Dream z okresu
wydawnictw wytwórni Ohr, w jego świadomości zaczęły pojawiać się
pierwsze symptomy mogące świadczyć o tym, że ta początkowa faza
ekscytacji elektronicznym brzmieniem ma w przyszłości szansę na
realizację w postaci samodzielnego projektu.
Już w roku 1991, po zakupieniu samplera i sequencera, powstały
pierwsze, nieśmiałe jeszcze próby na tym polu. Był to też czas,
kiedy wielki wpływ na jego muzyczną świadomość miała twórczość
wykonawców spod znaku EBM, czy New Beat (Nitzer Ebb, D.A.F., Front
242).
Rok później doszło do nawiązania współpracy z muzykami grupy Deus
Ex Machina (Tomasz Bucholc, Michał Orłowski, Maciej Pałasiński).
Grano wielogodzinne, nocne improwizacje, z wykorzystaniem nowych
fascynujących urządzeń. Był to zresztą czas dość szybkich zmian
na tym polu - w międzyczasie powstawały podobne projekty (m.in. Switch
z gitarzystą trójmiejskich formacji Hektcore i Tribe - Michałem
Danielowskim).
Niezwykle dynamicznie rozwijająca się światowa scena muzyki techno
spowodowała prawdziwą "elektroniczną eksplozję" mającą
wpływ na powstanie kolejnego projektu - Ptah. Duet zostaje utworzony
wraz z długoletnim kolegą, Rafałem Zydorkiem. Pod koniec 1993 roku
powstają pierwsze utwory. Z czasem całość umieszczona zostaje na taśmie
i wydana własnym sumptem. Kolejne produkcje docierają do odbiorców
m.in. dzięki prezenterowi nieistniejącej już gdańskiej rozgłośni
(Radio Arnet), Jarkowi Drążkowi (audycja "Drewutnia Drwala Drągala").
Utwór duetu Ptah trafia również na składankę "Antyscena".
Muzyka w tamtym czasie tworzona jest stylistycznie bliska produkcjom
wydawanym m.in. przez wytwórnię Warp.
W roku 1996 Ptah w dotychczasowym składzie przestaje istnieć. Michał
Jeziorski kontynuuje działalność pod tą nazwą wydając m.in.
remiksy Hedone, Subcode, czy Agressivy 69. Utwór Jeziorskiego zostaje
opublikowany w 1997 roku na składance "Transelected By DJ Sesis"
(EMI Music Poland). Prowadzone są mniej lub bardziej zaawansowane
rozmowy związane z wydaniem tzw. dużej płyty.
W roku 1998 pojawia się kolejna propozycja współpracy - tym razem
pada z ust Piotra Łukaszewskiego (IRA, Ptaky), który kompletuje skład
nowej grupy (Karmacoma). Po przedstawieniu materiału demo, Michał
Jeziorski decyduje się na udział w tym projekcie. Rok później, w
barwach wytwórni Universal Music Polska, ukazuje się debiutancka płyta
zespołu. Mniej więcej w tym czasie Ptah bierze udział w nagrywaniu ścieżki
dźwiękowej do filmu "Ostatnia Misja".
Na przełomie 1999/2000 roku Jeziorski definitywnie opuszcza zespół
Karmacoma i rozpoczyna współpracę z Tomaszem Lipnickim (Illusion,
Lipali). Muzyk uczestniczy w nagraniu jego solowej płyty, która
ostatecznie ukazuje się w 2000 roku (wydana przez Universal). Znajduje
się także w pierwszym składzie koncertowym Lipali.
Po okresie współpracy z innymi artystami (ponownie dochodzi do takowej
podczas nagrywania płyty grupy Hedone), powstaje projekt pod nazwą
Spika. Jeszcze w roku 2002 na umieszczone w internecie fragmenty nagrań
natrafia Łukasz Pawlak - muzyk, wydawca i niezmordowany propagator
muzyki elektronicznej spod znaku ambient. Bardzo szybko nawiązana
zostaje współpraca z jego Requiem Records, co doprowadza do wydania płyt
"Headphones" (2003) i "Sonic Journey Through New Life"
(2006). Po blisko 5-letniej przerwie Spika powraca z płytą zatytułowaną
"Death Trip".
mail:
zond@wp.pl
|
|
RECENZJE |
|
Michał Jeziorski to już weteran polskiej muzyki elektronicznej, znany z duetu Ptah (który pojawił się m.in. na znakomitej składance Antyscena), grupy Karmacoma czy współpracy z Lipali i Hedone. Od kilku dobrych lat działa solo jako Spika, znajdując przystań w labelu Requiem Records, gdzie ukazały się jak do tej pory trzy płyty. Najnowsza, Death Trip, potwierdza status Jeziorskiego jako muzyka poszukującego, wymykającego się łatwym klasyfikacjom.
Tytuł albumu oraz szata graficzna sugerują inspiracje mitologią starożytnego Egiptu, a konkretnie Księgą Umarłych. Ten zbiór magicznych tekstów, pieśni i rysunków miał za zadanie ułatwić zmarłym podróż przed Duat (zaświaty) i odnalezienie swojego miejsca po śmierci. Pójście tym tropem ułatwia nieco rozpoczęcie własnej przygody z tą płytą, która po pierwszym przesłuchaniu nie odkrywa przed słuchaczem wszystkich swoich sekretów. Potrzeba bowiem trochę czasu i cierpliwości, aby Death Trip należycie docenić. Nie jest to produkcja spod znaku easy listening, nie ma tu wpadających w ucho melodii. Są za to inteligentnie ułożone dźwiękowe konstrukcje, pełne tajemniczych pogłosów, sampli, strzępów leniwych bitów, głębokich basów i struktur kojarzących się z produkcjami post-techno. Dobrane instrumentarium i tony przypominają nam co chwila, że mamy do czynienia z podróżą przez podziemne krainy, gdzie towarzyszą nam chtoniczne bóstwa.
Mile zaskakuje też długość płyty, bo Spika nie uległ pokusie wypełnienia kompaktu po sam brzeg, zamykając Death Trip w zaledwie 37 minutach. Eliminuje to dłużyzny i potęguje wrażenie, że album kończy się za szybko - dzięki temu ręka automatycznie sięga do pilota by wcisnąć “repeat”. Całości dopełnia jak zawsze intrygująca oprawa graficzna i estetyczna, kartonowa okładka, do których zdążył nas już przyzwyczaić Requiem Records. Bardzo dobra płyta, którą warto mieć w swojej kolekcji.
Patryk Balawender muzyka.gildia.pl
|
|
Miałem przyjemność recenzować dwa poprzednie krążki Michała Jeziorskiego dla pewnego netowego portalu. Te dwa albumy znacznie różniły się od siebie klimatem: 'Headphones' to była dźwiękowa podróż przez miasto nocą, a 'Sonic Journey through New Life' ilustracją narodzin małego człowieka.
‘Death Trip' to ostatnia podróż, którą rodzaj ludzki odbywa. I nie znajdziemy tutaj patetycznej symfoniki spod znaku CMI czy death industrialnych wyziewów. To raczej refleksja nad kondycją rodzaju ludzkiego. To zamyślenie też jest widoczne w dźwiękach. Spika nie straszy, stawia na melancholijne, ale nie plastikowe brzmienia. Jak zwykle doskonały, wymykający się łatwym klasyfikacjom krążek.
Michał Porwet (HARD ART)
|
|
„Muzyka na dobranoc” - motto wydawnictwa Requiem idealnie pasuje do dwóch nowych pozycji w jego katalogu. Przy muzyce Michała Jeziorskiego aka Spika (znanego wcześniej m.in. z takich przedsięwzięć jak Ptah, Karmacoma, Lipali) zasypiamy jednak na własną odpowiedzialność, ostrzeżenie znajduje się w tytule płyty. „Death Trip” to muzyka z ciemnej strony Księżyca - pulsująca kosmicznymi dronami, dołująca mollowymi motywami melodycznymi, nurzająca słuchacza w gęstej zawiesinie analogowych brzmień i postindustrialnej metaliczności. Pomimo zróżnicowanego brzmienia, płyta jest zwarta, a opowieść Spiki wciągająca.
Album Busso De La Lune to rzecz wagi lżejszej. Tytuły utworów - „Falling Asleep”, „Ascension”, tytułowy „Oblivion” - nie pozostawiają wątpliwości co do marzycielskiej natury tej muzyki. Ukrywający się pod tym pseudonimem Piotr Jurczak, weteran polskiej sceny ambientowej, niespiesznie maluje dźwiękowe krajobrazy, mieszając brzmienia elektroniczne (delikatne, szmerowe beaty), elektryczne (gitara) i akustyczne (ciekawe partie fortepianu, kapitalne poszerzenie kolorystyki o brzmienia fletu, dynamizująca całość perkusja). Na dno kładzie warstwę dźwięków otoczenia - śpiewu ptaków, przetworzonych ludzkich głosów. Nasenna muzyka BDLL frapuje nie tylko „wertykalnie” (kompleksowym brzmieniem), ale także „horyzontalnie”, bo gdy część ścieżek poddana jest zapętleniu, „żywe” instrumenty pracują nad rozwojem melodii, czasami obierając zaskakującą drogę (np. jazzowy „Silberman”).
W obu wypadkach twórcom udało się osiągnąć złoty środek. Muzyka Spiki i BDLL jest przystępna, pozbawiona nadmiernie eksperymentatorskich ambicji, nadaje się też do słuchania w tle. Nie ma jednak mowy o chilloutowej miałkości. Zarówno „Death Trip”, jak i „Oblivion” zyskują z każdym uważnym odsłuchaniem.
Jędrzej Słodkowski gazeta wyborcza
|
|
Płycie Spiki na pewno bliżej do Busso De La Lune niż dwóch pozostałych nowości Requiem. Choć to znacznie mroczniejsza płyta i postindustrialne echa są wyraźniejsze. Cieszy jednak abstrakcyjność projektu, pojawiające się rytmy unikają zarówno posttechnowych mielizn jak i industrialnej toporności. Część z wykorzystywanych przez Spikę pomysłów słyszałem na innych płytach, niemniej z pewnością potrafi odbić na nich indywidualne piętno. Death Trip to równa płyta, zdecydowanie na światowym poziomie. To znowu bardziej dźwiękowy film starający się przekazać pewną treść w jak najlepszej formie, niż muzyka nastawiona na poszerzanie percepcji, goniąca za tym co nieodkryte. Na płycie zdarzają się prawdziwe perełki, dla mnie jedną z nich jest Little Pixie gdzie leniwe, repetytywne dźwięki gitary uzupełniają zaszumione tła. Niejednoznaczne brzmienie to zdecydowany plus płyty. Całość jest minimalistyczna i utrzymana w stylistyce noir, ale unika koturnowego patosu i epatowania mrocznymi pejzażami.
Przyznam, że doceniłem tę produkcję dopiero po kolejnym przesłuchaniu. W brew pozorom to następna po Homo Shargey i Oblivion płyta z Requiem, która niby jest ambientem a zupełnie nie sprawdza się jako tło, bo dopiero przy uważnym słuchaniu ujawnia swój urok.
mirt www.monotyperecords.com/mi
|
|
|
|