Eugeniusz Rudnik ma ponad 80 lat, ale jego twórczość jest bardziej inspirująca od dokonań większości gwiazd „nowych brzmień”. Autor „ERdady na taśmę” to postać absolutnie nietuzinkowa i wyjątkowa. Od drugiej połowy lat 50. pracował jako inżynier dźwięku w Studio Eksperymentalnym Polskiego Radia – jednej z pierwszych takich pracowni Europie, której dorobek to przez lata skandalicznie zaniedbywany skarb rodzimej kultury. Z czasem Rudnik sam zaczął tworzyć dźwiękowe prace (przede wszystkim oparte na technice kolażu), wyrastając na znaczącą i wyrazistą postać europejskiej elektroakustycznej awangardy.
Wielkość omawianej tu płyty nie polega na tym, że jest wybitnie nowatorska, że odkrywa nieznane rejony. Wcale nie musi tego czynić. To sztuka ponadczasowa, zakorzeniona w najlepszych tradycjach elektroakustyki, ale i dziś brzmiąca ze wszech miar aktualnie i świeżo. Autor wyśmienicie łączy wzniosłość z humorem, bruitystyczne brzmienia z bezpretensjonalną, nierzadko podszytą ironią, szalenie sugestywną formą. Przywraca do łask klasyczne, wyłącznie analogowe metody pracy z dźwiękiem, bazując głównie na manipulacjach taśmami. Często czerpie z fantazyjnie przetworzonych, poszatkowanych głosów ludzkich, wplata ludowe śpiewy czy recytację Mickiewicza. W sumie piękna porcja elektroakustycznego dadaizmu. Warto dodać, że to jedno z najoryginalniejszych pod względem edytorskim wydawnictw na rodzimym rynku – gratulacje dla Requiem Records!
Wielkość omawianej tu płyty nie polega na tym, że jest wybitnie nowatorska, że odkrywa nieznane rejony. Wcale nie musi tego czynić. To sztuka ponadczasowa, zakorzeniona w najlepszych tradycjach elektroakustyki, ale i dziś brzmiąca ze wszech miar aktualnie i świeżo. Autor wyśmienicie łączy wzniosłość z humorem, bruitystyczne brzmienia z bezpretensjonalną, nierzadko podszytą ironią, szalenie sugestywną formą. Przywraca do łask klasyczne, wyłącznie analogowe metody pracy z dźwiękiem, bazując głównie na manipulacjach taśmami. Często czerpie z fantazyjnie przetworzonych, poszatkowanych głosów ludzkich, wplata ludowe śpiewy czy recytację Mickiewicza. W sumie piękna porcja elektroakustycznego dadaizmu. Warto dodać, że to jedno z najoryginalniejszych pod względem edytorskim wydawnictw na rodzimym rynku – gratulacje dla Requiem Records!
Łukasz Iwasiński (AKTIVIST)