"Efekt księżyca", czyli debiut nowego zespołu z kręgu legendarnego bydgoskiego klubu Mózg. Po jego wysłuchaniu szybko zachce się wam posłuchać go ponownie. I słusznie, bo za każdym razem usłyszycie trochę co innego.
Wywołana filmem "Miłość" fala powtórnego zainteresowania yassem jakoś ominęła scenę bydgoską, która obok trójmiejskiej była przecież drugim kołem zamachowym najciekawszego i najbardziej ożywczego zjawiska w polskim jazzie ostatnich 30 lat. "Efekt księżyca" to najlepsza okazja, by przekonać się, jak twórczo i ciekawie rozwijane są dziś pomysły Tomasza Gwincińskiego i Rafała Gorzyckiego, którzy w takich składach jak Maestro Trytony czy Ecstasy Project łączyli jazzowe nieskrępowanie z językiem europejskiej muzyki kameralnej.
Członkiem obu wymienionych zespołów był flecista Tomasz Pawlicki, którego spokojna, fascynująca harmonicznie, a przy tym nieprzewidywalna gra nadaje ton Trzech Tonom. Muzykiem Trytonów był z kolei Jacek Buhl. Ten poeta zestawu perkusyjnego zachwyca tu szalenie plastycznym, raz wycofanym, a raz nerwowym wykorzystaniem całej palety perkusjonaliów - jakby ilustrował okładkę płyty: wicie się węży i dreptanie wielkich chrabąszczy po lesie oświetlonym światłem księżyca. Paradoksalnie rytmu pilnuje tu nie perkusja, ale dialogujący z fletem klarnet Mateusza Szwankowskiego oraz elektronika autorstwa Pawlickiego, w której słychać i tajemnicze mgławicowe pulsacje, i fragmenty gwałtownych nagrań fortepianowych, i przenikliwe dźwięki przypominające nagranie harfy wodnej puszczone od tyłu.
Wszystkie te składniki tworzą kojącą aurę. To ciekawe, że albumu, którego zawartość inspiruje sto lat awangardy - z jednej strony Arnold Schönberg (jest i czytelna aluzja do "Księżycowego Pierrota" w jednym z tytułów), z drugiej - współczesne free improvisation (ostre ataki Szwankowskiego) - słucha się tak miło i że ma on działanie mocno relaksujące.
Artyści Trzech Tonów piszą, że chcieli nagrać "muzykę nasyconą duszą nocnego miasta", która byłaby "odbiciem trudnych do wyrażenia refleksji i emocji zrodzonych nocą". Z tej deklaracji, tytułów w rodzaju "Narodziny Srebrnego Światła" czy "Krople Księżycowych Strun" i utrzymanego w tej samej wątpliwej poetyce tekstu na okładce płyty wynika, że Bydgoszcz musi być nocą najbardziej uduchowionym miastem pod tym księżycem. Jakkolwiek by było, pewne jest, że głęboka noc sprzyja długim rozmowom, podczas których interlokutorzy osiągają porozumienie często w zgiełku dnia niemożliwe.
"Efekt księżyca" to taka właśnie nocna Polaków rozmowa - po jej wysłuchaniu szybko zachce się wam posłuchać ponownie. I słusznie, bo za każdym razem usłyszycie trochę co innego.
Wywołana filmem "Miłość" fala powtórnego zainteresowania yassem jakoś ominęła scenę bydgoską, która obok trójmiejskiej była przecież drugim kołem zamachowym najciekawszego i najbardziej ożywczego zjawiska w polskim jazzie ostatnich 30 lat. "Efekt księżyca" to najlepsza okazja, by przekonać się, jak twórczo i ciekawie rozwijane są dziś pomysły Tomasza Gwincińskiego i Rafała Gorzyckiego, którzy w takich składach jak Maestro Trytony czy Ecstasy Project łączyli jazzowe nieskrępowanie z językiem europejskiej muzyki kameralnej.
Członkiem obu wymienionych zespołów był flecista Tomasz Pawlicki, którego spokojna, fascynująca harmonicznie, a przy tym nieprzewidywalna gra nadaje ton Trzech Tonom. Muzykiem Trytonów był z kolei Jacek Buhl. Ten poeta zestawu perkusyjnego zachwyca tu szalenie plastycznym, raz wycofanym, a raz nerwowym wykorzystaniem całej palety perkusjonaliów - jakby ilustrował okładkę płyty: wicie się węży i dreptanie wielkich chrabąszczy po lesie oświetlonym światłem księżyca. Paradoksalnie rytmu pilnuje tu nie perkusja, ale dialogujący z fletem klarnet Mateusza Szwankowskiego oraz elektronika autorstwa Pawlickiego, w której słychać i tajemnicze mgławicowe pulsacje, i fragmenty gwałtownych nagrań fortepianowych, i przenikliwe dźwięki przypominające nagranie harfy wodnej puszczone od tyłu.
Wszystkie te składniki tworzą kojącą aurę. To ciekawe, że albumu, którego zawartość inspiruje sto lat awangardy - z jednej strony Arnold Schönberg (jest i czytelna aluzja do "Księżycowego Pierrota" w jednym z tytułów), z drugiej - współczesne free improvisation (ostre ataki Szwankowskiego) - słucha się tak miło i że ma on działanie mocno relaksujące.
Artyści Trzech Tonów piszą, że chcieli nagrać "muzykę nasyconą duszą nocnego miasta", która byłaby "odbiciem trudnych do wyrażenia refleksji i emocji zrodzonych nocą". Z tej deklaracji, tytułów w rodzaju "Narodziny Srebrnego Światła" czy "Krople Księżycowych Strun" i utrzymanego w tej samej wątpliwej poetyce tekstu na okładce płyty wynika, że Bydgoszcz musi być nocą najbardziej uduchowionym miastem pod tym księżycem. Jakkolwiek by było, pewne jest, że głęboka noc sprzyja długim rozmowom, podczas których interlokutorzy osiągają porozumienie często w zgiełku dnia niemożliwe.
"Efekt księżyca" to taka właśnie nocna Polaków rozmowa - po jej wysłuchaniu szybko zachce się wam posłuchać ponownie. I słusznie, bo za każdym razem usłyszycie trochę co innego.
Jędrzej Słodkowski
wyborcza.pl
wyborcza.pl