Większość z nas żyje w przeświadczeniu, że muzyka powinna być wykonywana w sposób perfekcyjny. Że im lepiej wykonany jest dany utwór, tym wyżej jest oceniany. Tylko nieliczni są świadomi tego, że cała masa muzycznych (i nie tylko) wytworów powstała z przypadku, a nawet z pomyłek. Świat muzycznych brudów, niedoskonałości, wpadek i uchybień od lat eksplorują artyści na całym świecie.
W Polsce jednym z czołowych tropicieli pomyłek jest Jerzy Mazzoll, który ostatnio mocno uaktywnił się na rynku wydawniczym. Tym razem ukazuje się nam w duecie ze skrzypkiem Tomaszem Sroczyńskim na płycie pt. "Rite of spring variation". Album jest wariacją na temat "Święta wiosny" Igora Strawińskiego, ale z samym baletem ma niewiele wspólnego. Dla Mazzolla ważniejsze jest to, jakby mógł zabrzmień ten utwór, gdyby muzycy mylili się, ale nie sporadycznie, ale seryjnie. Żeby pomyłki były ważniejsze, niż kompozycja. To świat niezwykle barwny i raczej niechciany. Bo któż w świecie obsesyjnej pogoni za perfekcją chciałby słuchać pomyłek? Mazzoll idzie tu pod prąd ogólnoświatowej filozofii, nagrywając mantrę na klarnet basowy i skrzypce (często sztucznie rozmnożone przez efekty elektroniczne).
Na tej krótkiej, niewiele ponad 30-minutowej płycie znajdziemy abstrakcyjne utwory, które wywołują różne emocje, jak na przykład... i tu niespodzianka. Mazzoll, cytując Strawińskiego, publikuje bowiem na okładce "Rite..." mniej więcej taką odezwę: "Uważam muzykę za niezdolną do wyrażania czegokolwiek: uczucia, postawy, zjawiska... Wyrażanie nie było nigdy właściwością muzyki. Jeżeli wydaje się, że muzyka coś wyraża, jest to tylko złudzenie, nie rzeczywistość...". Mazzoll ukazuje się nam po raz kolejny nie tylko jako improwizator, ale także filozof muzyki, szukający (lub odzierający ze) znaczeń i kontekstów. Na najnowszej płycie ląduje bardzo blisko muzyki filmowej do filmu "Róża" Mikołaja Trzaski.
Wielkim plusem tej płyty jest współbrzmienie klarnetu Mazzolla i skrzypiec Sroczyńskiego. Czuć tutaj jedność myśli, jakby to były kompozycje, a nie improwizacje. Jest wspólna zaduma i staranna narracja, niosąca przez kolejne utwory. Efekt intymnego kontaktu z muzykami psuje trochę efekt harmonizera używany przez obu muzyków. Nieludzkie harmonie wypływające z tych elektronicznych pudełek oddzielają nas od duszy tej muzyki. A to piękna dusza.
W Polsce jednym z czołowych tropicieli pomyłek jest Jerzy Mazzoll, który ostatnio mocno uaktywnił się na rynku wydawniczym. Tym razem ukazuje się nam w duecie ze skrzypkiem Tomaszem Sroczyńskim na płycie pt. "Rite of spring variation". Album jest wariacją na temat "Święta wiosny" Igora Strawińskiego, ale z samym baletem ma niewiele wspólnego. Dla Mazzolla ważniejsze jest to, jakby mógł zabrzmień ten utwór, gdyby muzycy mylili się, ale nie sporadycznie, ale seryjnie. Żeby pomyłki były ważniejsze, niż kompozycja. To świat niezwykle barwny i raczej niechciany. Bo któż w świecie obsesyjnej pogoni za perfekcją chciałby słuchać pomyłek? Mazzoll idzie tu pod prąd ogólnoświatowej filozofii, nagrywając mantrę na klarnet basowy i skrzypce (często sztucznie rozmnożone przez efekty elektroniczne).
Na tej krótkiej, niewiele ponad 30-minutowej płycie znajdziemy abstrakcyjne utwory, które wywołują różne emocje, jak na przykład... i tu niespodzianka. Mazzoll, cytując Strawińskiego, publikuje bowiem na okładce "Rite..." mniej więcej taką odezwę: "Uważam muzykę za niezdolną do wyrażania czegokolwiek: uczucia, postawy, zjawiska... Wyrażanie nie było nigdy właściwością muzyki. Jeżeli wydaje się, że muzyka coś wyraża, jest to tylko złudzenie, nie rzeczywistość...". Mazzoll ukazuje się nam po raz kolejny nie tylko jako improwizator, ale także filozof muzyki, szukający (lub odzierający ze) znaczeń i kontekstów. Na najnowszej płycie ląduje bardzo blisko muzyki filmowej do filmu "Róża" Mikołaja Trzaski.
Wielkim plusem tej płyty jest współbrzmienie klarnetu Mazzolla i skrzypiec Sroczyńskiego. Czuć tutaj jedność myśli, jakby to były kompozycje, a nie improwizacje. Jest wspólna zaduma i staranna narracja, niosąca przez kolejne utwory. Efekt intymnego kontaktu z muzykami psuje trochę efekt harmonizera używany przez obu muzyków. Nieludzkie harmonie wypływające z tych elektronicznych pudełek oddzielają nas od duszy tej muzyki. A to piękna dusza.
Borys Kossakowski