Miała to być sesja skupiona na moich upodobaniach i doświadczeniach oraz próba uporządkowania własnej metody przygotowań do nagrań i pracy w studiu. - mówi marek Styczyński o swojej solowej płycie „Cyber Totem”, wydanej właśnie nakładem Requiem Records. Nazwisko Styczyńskiego jest już bowiem znane pewnemu gronu słuchaczy, z założonego wraz z Anną Nacher w 1998 roku projektu Karpaty Magiczne (The Magic Carpathians). Tym razem podjął się samodzielnej pracy nad tworem, będącym wypadkową połączenia muzyki Karpat i Bałkanów, instrumentarium stworzonego własnoręcznie przez autora płyty i zestawu instrumentów tradycyjnych – z Indii czy Tybetu. Ten właśnie opis najsilniej zachęca do przesłuchania płyty „Cyber Totem”, szczególnie osoby zafascynowane fuzją nowoczesności i tradycji, muzyki współczesnej i folkloru.
Niestety, start albumu Styczyńskiego nie należy do najszczęśliwszych. „Dolphin’s Death” przypomina raczej muzykę relaksacyjną z nagraniami pieśni godowych delfinów niż tak szumnie zapowiadane zjednoczenie tego, co wtedy i tego, co dziś. Nie słyszę też dynamiki i brzmieniowego smaku, o których twórca mówi w opisie płyty. Następny utwór „Cyber Totem” poprawia nieco tę sytuację, acz reminiscencje z Suns of Arqa są tak silne, że trudno o pełnowartościową satysfakcję z odsłuchu. Jest to po prostu powtórka z rozrywki, coś, co swego czasu przemielone zostało na wszystkie możliwe strony. Tę satysfakcję w pewnym sensie dostajemy przy kolejnej kompozycji „Personal Totem”, której forma zainspirowana jest transowym wydźwiękiem australijskim didgeridoo, którego Styczyński zresztą w utworze używa. Jednak najciekawiej w całym utworze wypada... końcówka, kiedy pojawiają się odgłosy „z terenu” i bałkański flet kaval. Całość nabiera iście etnicznego klimatu podrasowanego elektronicznym zmysłem. O to właśnie chodziło mi, kiedy umieszczałam „Cyber Totem” w odtwarzaczu.
Wszystkie braki Styczyński nadrabia w „Carpathians Sun Totem” – jest i dynamika, i etnika, i ciekawe brzmienie, wyraźny rytm wybijany na bębnach i w melodii fujarki, wprowadzające w stany hipnotyczne. Trans to zresztą swoisty leit-motiv „Cyber Totem” – raczej przypadkowy, jeśli wierzyć Styczyńskiemu w brak założenia przy produkcji albumu. Trudno bowiem o inny efekt, jeśli w użycie wchodzą wszelkie instrumenty służące do religijnego odrętwienia w najodleglejszych zakątkach Ziemi – jak wspomniane didgeridoo, tybetańskie misy czy mała harmonia indyjska.
Tak więc jest baza i instrumenty melodyczne (wspomniane flety, fujarki i nie wspomniany sitar), a elektronika nasyca ich brzmienie, przenika, modyfikuje. „Cyber Totem” to płyta nierówna, ale wartościowa. Etnomuzykolodzy będą zachwyceni.
Kaśka Paluch 80bpm.net