Requiem Records to od dłuższego czasu moja ulubiona polska wytwórnia i wspominam o niej przy każdej możliwej okazji, w kontekście dyskusji na temat możliwości rozwoju (pod kątem wydawniczym) muzyki elektronicznej, downtempowej, chilloutowej, trip-hopowej, eksperymentalnej i tak dalej, i tak dalej, na polskim rynku. Domyślam się (skąd inąd mam ku tym domysłom poważne podstawy :)), że prowadzenie wytwórni o tak undergroundowym - jakby nie patrzeć - profilu nie jest jakimś szalenie łatwym zadaniem, tym bardziej więc gratuluję za to, co Łukasz Pawlak zrobił do tej pory i trzymam kciuki za następne przedsięwzięcia.
Pomysł na stworzenie składanki z muzyką tulącą do snu, do słuchania po 22.00, był strzałem w dziesiątkę już przy pierwszej edycji tej kompilacji. Miło było usłyszeć coś mocno odcinającego się od wielu innych "składanek chilloutowych", które zalewają sklepy muzyczne od jakiegoś czasu, pośrednio będąc jedną z nich. To odważny krok, szczególnie, że Sleep Well 1 i 2 nie prezentowały szczególnie easy-listeningowej muzyki (z wyjątkami). Za trzecim razem szef Requiem Records postanawia wyjść na przeciw tym, których uszy niekoniecznie muszą być przystosowane do chropowatego elektronicznego grania. Teraz jest dużo bardziej łagodnie, subtelnie, niejednokrotnie piosenkowo. Cały czas jednak subiektywna selekcja Łukasza obejmuje kompozycje dalekie od wodnistych i opowiadających o niczym utworkach, których jedyną cechą jest wolne tempo.
Uwaga słuchacza przyciągana jest już od pierwszych sekund albumu, czyli utworu Adre'n'alin "Thing". Grupa podobno do tworzenia muzyki używa całego szerokiego spektrum brzmienia otoczenia, jakkolwiek jednak te kawałki powstają, są niezwykle magnetyczne. Idealny wybór na start płyty. Warto też wspomnieć o pojawieniu się na kompilacji grupy Sorbet. Ci, którzy znają poprzednie edycje Sleep Well kojarzą zapewne obecność zespołu Soja na liście utworów. Sorbet to projekt, który powstał właśnie po rozpadzie Soi. Dobrze ich znów usłyszeć - można poczuć się jak w domu. Zresztą to nie koniec znanych i lubianych nazw tudzież nazwisk na liście wykonawców - Konrad Kucz z Karoliną Kozak (Dr. No), Karol Schwarz All Stars, Ania Nacher z Carpathians Magic... można długo wymieniać i choć te, mówiąc pieszczotliwie, szychy na pewno przyciągają, mnie bardziej zainteresowały te nazwiska, które widziałam po raz pierwszy. Jak chociażby Marcin Bociński, którego utwór zamyka kompilację - z selektywnymi brzmieniami fortepianu i ambientowym podkładem wytwarza niezwykle poetyczny klimat.
Po wysłuchaniu kilkudziesięciu minut wartościowej, spokojnej muzyki, nastrajającej równie błogostanowo, co optymistycznie, nie mamy innego wyjścia, jak tylko... dobrze zasnąć. Ale jak tu spać, kiedy chce się posłuchać tej płyty jeszcze raz?
Kaśka Paluch www.80bpm.net