Po koncercie Krwi w ramach studenckiego festiwalu FAMA ‘88 w Świnoujściu rozmawiałem z dwoma, dziś już, niestety, nieżyjącymi, artystami: Andrzejem Rzepeckim, który był naszym drugim wokalistą, i Grzegorzem Ciechowskim, frontmanem słynnej Republiki. Ten ostatni gratulował nam koncertu, ale od razu zaznaczył, że grając taką muzykę, nie możemy liczyć na komercyjny sukces. Po chwili jednak dodał: „Ale wam przecież nie o to chodzi!”.
Łukasz Czarny
Pod koniec koncertu w klubie Nurt w Poznaniu na scenie pojawiła się Karolina w stroju topless, popryskana czarną plakatówką, powiewając czarną flagą. Na ciele naszego wokalisty Ryszarda Gromadzkiego dostrzegłem krew: starą żelazną konserwą ponacinał sobie skórę. Paralityczne drgawki Karoliny i Rysia korespondowały ze sobą. To było coś w rodzaju niekontrolowanego performance’u. Studencki radiowęzeł transmitował koncert do pokojów w akademiku, ale realizatorzy nie wytrzymali naszej kakofonii i przerwali nadawanie przed końcem występu.
Artur Stanilewicz
Ryszard Gromadzki był urodzonym frontmanem. Zwielokrotniony Jim Morrison w swojej szczytowej fazie. Demencja połączona z szaleństwem. Rysiu na scenie był bogiem, może nawet kimś więcej. Ludzie go nie do końca kumali. To jest, moim zdaniem, zdecydowanie największy zmarnowany talent, który pojawił się w polskim rocku.
Krzysztof Grabowski Grabaż