Wywiad z Maciejem Stanieckim opublikowany w piśmie Anxious (2004)
Maciej Staniecki, jeszcze przed rokiem w ogóle nie znana mi persona ze światka muzycznego, dziś na każdym kroku zachwyca mnie swymi przepięknymi dźwiękami. Pierwsze spotkanie z Maćkiem to doskonały, oficjalny debiut płytowy NEMEZIS "Whispers from behind the window", przy okazji którego "achów", "ochów" wylałem i w prasie i przestrzeni 'zerojedynkowej' co niemiara. Maciej, człowiek któremu główny filar NEMEZIS zaufał w 100% zaczął wzbudzać mą ciekawość z każdym dniem, z każdym wyśledzonym znakiem obecności w świecie muzyki. Nie starczały mi suche notatki a to o uczestnictwie w teatrze im. Roży Van Der Blaast, o obecności i tworzeniu ścieżek filmowych etc. Pewnego dnia odezwałem się osobiście do Stanieckiego i spotkałem sympatycznego, miłego, otwartego i bardzo wrażliwego człowieka. Człowieka, który wbrew otaczającej nas zdeformowanej, nienaturalnej rzeczywistości postanowił ruszyć własną ścieżką Woli- a na imię jej Dźwięk. Pojawia się w świecie skromnie, acz przepięknie wydana przez Requiem płyta "Podróże i filmy". Moje zauroczenie osiągnęło kolejne stadium. Przepiękne, czułe, kojące, tulące do sennej podróży piosenki. Na tej płycie pojawia się świat odrealnienia, zjawia się otoczenie przepełnione ambientalną obecnością. Staniecki tworzy atmosferę sonicznego odrealnienia, oderwania się od codziennego świata. Twórca przy użyciu gitary harmonicznej, basu, syntezatora zmontował czterdziestominutową suitę, która koi, rozbudza, przemieszcza w nieznane naszą wyobraźnię. Muzyka, która otwiera bramy znane, jednakże poddane zaklęciom Stanieckiego nabiera ona nowego wymiaru- wymiaru ponad osią materializmu i złudzeń świata zza okna. Polecam tę podróż w celu nabrania sił na dzień jutrzejszy i przeżycia cudownej przygody w ambientalnym świecie ego.
Artur Mieczkowski
Witaj Maćku. Przyznaję, do tej pory nie spotykałem się za często z Twoją personą w światku muzycznym, a zdaje się, masz bogatą przeszłość.
Nie jestem szczególnie towarzyski a świat muzyków z jakim ja się stykałem kojarzył mi się bardziej z jałowymi dyskusjami niż z muzyką. Do tego, kiedy postanowiłem zająć się tworzeniem muzyki nie miałem nic do zaoferowania. Jedyną możliwą drogą było dla mnie zakupienie sprzętu i udowodnienie (sobie przede wszystkim), że mam cos do powiedzenia. Pierwsze kilka lat była to po prostu praca i szukanie swojego miejsca a ostatni rok, zbieranie efektów tej pracy.
Może od początku - rok 1996 to pierwsze rejestracje muzyczne. Skąd inspiracje? Muzyka jaka powstaje to minimalistyczne zalążki.
Główna inspiracja to oddanie w muzyce nastrojów jakie towarzyszyły mi przy przemianach jakie zaszły we mnie jakiś czas temu. Istotnym elementem było złapanie kontaktu z przyroda. Otwarcie się na jej mistycyzm, piękno, niewzruszone trwanie. Nie chodzi tu krajobrazy. Po prostu któregoś roku (wcześniej niż 1996) nagle zacząłem doznawać szczególnych uczuć w obcowaniu ze zmierzchem, nocą, ogniskiem nad rzeka. Poczułem się elementem całości. Towarzyszyła temu ewolucja w kontaktach z moimi dwoma przyjaciółmi. Wtedy muzyka była próba utrwalenia tamtych stanów. Myślę, że jestem szczęśliwcem, bo udało mi się osiągnąć umiejętność bezpośredniego wyrazu. Prosto od siebie. Starałem się nie porównywać, nie naśladować, nie oceniać, ale odważyć wydobyć to, co siedziało we mnie. Właśnie takie a nie inne dźwięki. Chociaż czasami ogarniał mnie lek, że się przesadnie odkrywam czy kompromituje.
1996 rok wydaje się być szczęśliwym dla Ciebie - trafiasz do Teatru im. Roży Van Der Blaast. Jak do tego doszło?
W tej chwili samemu trudno mi w to uwierzyć, ale postanowiłem rzucić prace aby całkowicie zająć się muzyką. Nie wiem skąd tyle determinacji, ale wiem, że to była jedna z najtrafniejszych decyzji życiowych. Los chciał (podobnież sprzyja tym, którzy podążają za swoim głosem), że poznałem szefa łódzkiego teatru (Treatr im. RóżyVan Der Blaast), któremu zwierzyłem się ze swojego postanowienia. Ten poprosił o kasetę z muzyka. To były wczesne, oszczędne pomysły nagrywane na zwykłym kasetowcu przy użyciu gitary i kamery pogłosowej. Darek stwierdził, że taka muzyka pasuje do jego teatru i tak się zaczęło.
Możesz określić specyfikę tego teatru?
To teatr ruchu i tańca. Kierowaliśmy się głównie intuicja, tworzeniem nastroju. Unikaliśmy przekazywania konkretnych treści.
Stworzyłeś muzykę do trzech przedstawień w przeciągu trzech lat. Jakie rejony muzyczne penetrowałeś na tych ścieżkach?
Muzyka powstawała przy współpracy z Darkiem. W większości przypadków ja przynosiłem pomysły, które albo zostawały, albo odpadały lub też ewoluowały. Oczywiście dochodziło do wielu spięć. Obaj z Darkiem jesteśmy bardzo ambitni i nieskłonni do ustępstw. Trudno mi określić styl, nigdy nie byłem w tym mocny. Częściowo pewnie był to ambient. Tyle, że ja głównie posługuje się gitara z harmonizerem i mam skłonności do mieszania prostych motywów na gitarze, co już nie wydaje mi się ambientowe. Do tego czasami trzeba było scenę ożywić czymś dynamicznym. Staraliśmy się żeby to było świeże, jedyne w swoim rodzaju i moim zdaniem udało się.
Zapewne tworzenie dźwięku do przedstawień to bardzo specyficzna praca. Jak to się miało/ma w Twoim przypadku? Najpierw scenariusz, sugestie reżysera? Przychodzisz na próby? Czy przynosisz gotową ścieżkę i dopiero wówczas zaczynają się dyskusje z zainteresowanymi?
Bardzo się związałem z teatrem. Zostałem jego członkiem i regularnie chodziłem na próby. W większości przypadków zaczynaliśmy od muzyki, która miała zainspirować aktorów do ruchu . Muzyka się sprawdzała albo nie. Odpadało wiele kawałków, które uważałem za bardzo dobre. Potem dochodziły teksty Darka mówione przez aktorów na scenie albo z offu. Zazwyczaj siadaliśmy (ci, którzy nie brali udziału w danej scenie) i przyglądaliśmy się temu co się dzieje. Albo coś się wydarzało albo nie, tzn. próbowaliśmy zainspirować się sami zestawieniem tekstu muzyki i ruchu a potem to szlifowaliśmy, cale tygodnie. Spotykaliśmy się trzy razy na tydzień.
Twoją twórczością zainteresował się Sławek Pietrzak z SP Rec. Zdaje się, w planach było wydanie materiału "To co nieokreślone"- czy jest szansa na pomyślne sfinalizowanie sprawy?
Chyba nie.
Szkoda. Opowiedz trochę o płycie "Play", do tworzenia której zostałeś zaproszony - jakie rejony muzyczne drążycie?
Właściwie trochę mi odległe. To po prostu piosenka ale spodobało mi się, iż było tam sporo smaku rzadko spotykanego w większości produkcji. Moim zadaniem było okrasić to jakimiś pomysłami brzmieniowymi. Chyba niewiele tego zostało na samej płycie, większość pojawiła się na remiksach. Piszę "chyba", bo Sławek jeszcze nie przysłał mi krążka a do sklepów płytowych ostatnio nie zaglądam.
Współpracowałeś też z Maćkiem Werk (Hedone)- co udało się Wam razem stworzyć?
Kilkanaście pomysłów na jego najnowsza płytę ale to jeszcze sporo pracy. No i nie tylko ja biorę w tym udział. Myślę, że szukuje się ciekawy materiał, bo Maciek jest człowiekiem, który ma coś do powiedzenia. Wiele zresztą sie od niego nauczyłem. Przede wszystkim większej odwagi w użyciu instrumentów.
Współpraca z Łukaszem Pawlakiem, jak sam mówisz, jest jedną z ważniejszych rzeczy w Twoim życiu - czy tylko ze względu na wspaniały "Whispers from behind the window" wydany przez Vivo Rec.?
Przede wszystkim dziękujemy z Łukaszem za komplement. Oczywiście bardzo nas związała ta płyta. To było zaskoczenie dla nas obydwu, zresztą dla Janusza (Vivo) chyba też. Nie planowałem tak się w tą płytę zaangażować a Łukasz pewnie nie spodziewał się takiej ingerencji. Początkowo miałem ta płytę tylko wyprodukować. Łukasz przysłał mi kiedyś wstępny materiał a ja bardzo silnie poczułem czego tam brakuje i co należy wyrzucić. Muzyka nas połączyła ale chyba jeszcze ważniejsza jest przyjaźń, która pojawiła się z czasem (poznaliśmy się przez internet z półtora roku temu, pierwsza rozmowę tel. odbyliśmy na początku pracy nad płytą a pierwszy raz się zobaczyliśmy w trakcie jej tłoczenia). Różnica wieku miedzy nami jest 10lat ale chyba żaden z nas tego nie odczuwa. Łukasz to wyjątkowy człowiek. Bardzo zdolny, pracowity, ciepły i wrażliwy. Nazywam to: ginący gatunek.
Szykujecie kolejną płytę. Czego można spodziewać się po "łagodnym" Stanieckim i "mocniejszym" Pawlaku w osłonie drugiej?
Na razie to pomysły w głowie. Obaj jesteśmy teraz mocno zapracowani. Koncepcje zostawiam głównie Łukaszowi. Przypadło mi do gustu robienie porządku w jego spontanicznych pomysłach.
Łukasz wydaje też zbiór Twoich najstarszych utworów pod tytułem "Podróże i filmy". Mógłbyś powspominać?
Oj, musiałbym się rozwodzić na kilku stronach. Chociaż tytuł jest trochę zmyślony. To nie są rejestracje wrażeń z podroży czy obejrzanych filmów ale rzeczywiście jest to podsumowanie pewnego okresu, w którym trochę podróżowałem a i oglądanie filmów stało się wtedy nagle istotniejsze.
Poza tym spore sukcesy jeżeli chodzi o filmy, mam na myśli "Paradox Lake" (www.paradoxlake.com) Przemka Reuta. Film dostał się do Berlina i do Sundance....
To dla mnie bardzo ważne wydarzenie, tzn. zrobienie tej muzyki, praca z Przemkiem, praca przy złożeniu całego dźwięku i ogólne konsekwencje powstania filmu. Jestem Przemkowi bardzo za to wdzięczny i wiem, że on też bardzo docenia to co zrobiłem. Ten film to udana próba wniknięcia w świat dzieci autystycznych, nakręcony w Stanach (Przemek mieszkał tam 10lat ) ale cala postprodukcja odbyła się w Polsce. To jakimi prostymi technikami tego dokonał nie zmieści się w głowie większości filmowców. Gdy ma się pomysł i wie co się chce, można to zrobić przy użyciu najprostszych narzędzi. Miałem przyjemność pojechać na festiwal do Berlina i obserwować bardzo dobre przyjęcie filmu. Duża satysfakcję sprawiło mi, że mnóstwo osób doceniło udział muzyki. Szkoda, że w Polsce przechodzi to wszystko bez echa.
Poza tym tworzysz muzykę do dwóch etiud filmowych studentów łódzkiej szkoły filmowej. Gdzie tym razem podążyłeś muzycznie?
Właściwie to nie ma o czym mówić. Nie układała mi się generalnie ta współpraca, tzn. za każdym razem byli to ludzie, którzy oczekiwali ode mnie żebym w 7 minutowej etiudzie zawarł prawie wszystkie możliwe nastroje. Może dlatego, że filmy te same w sobie były mało czytelne. Efekt końcowy był taki, że muzyka zaczynała dominować, na co reżyserzy nie mogli się zgodzić, więc trzeba było kroić, aż z muzyki pozostawały nieczytelne strzępy.
Jaka jest różnica pomiędzy tworzeniem na potrzeby teatru, a do filmu?
Nie potrafię odpowiedzieć jak to wygląda ogólnie. W moim wypadku różnica polegała na tym, że przy filmie pracowałem z gotowym obrazem i muzyka jest bardziej zespolona z tym co się dzieje. Pojawiają się akcenty związane z konkretnym ruchem. W teatrze koniec końcem to aktorzy musieli się dopasować do tego co już leci z głośników ale to są sprawy techniczne. Ostatnio przy tworzeniu muzyki do obrazu (w różnej formie) pracuje zawsze w taki sam sposób. Początkowo tylko myślę, zastanawiam się jaka ma być muzyka, potem rejestruję pierwsze dźwięki - pomysły (zazwyczaj 2-3 razy więcej niż docelowo potrzeba) starając się osiągnąć założony nastrój. Po jakimś czasie odsłuchuję i oceniam co ma sens a co nie. Potem już tylko rozbudowuję.
Nie trzeba wielkiej intuicji, i domyślności, by zapytać o muzykę Stanieckiego schowaną w szufladzie - co z nią, kiedy usłyszy ją reszta świata?
Mam bardzo dużo różnych, bardziej lub mniej skończonych pomysłów. To wynik kilku lat pracy z potrzeby samego tworzenia ale potrzebuję bodźca żeby stworzyć jakiś zbiór no i czeka ciągle na wydanie płyta, którą wcześniej zainteresował się Sławek Pietrzak. To bardzo dobry, spójny materiał. Parę razy słyszałem, że to najlepsze co zrobiłem. Niestety ostatnio coraz mniej tworzę spontanicznie, dla własnej przyjemności, ponieważ ciągle robię coś na konkretną okazję. Z jednej strony cierpię z tego powodu, bo lubię czuć wolność w tym co robię, z drugiej sprawia mi przyjemność praca, która zmusza mnie do utrzymania muzyki w ryzach, to daje poczucie bycia zawodowcem.
Życzę wszystkiego dobrego i dziękuję za rozmowę.
Ja też bardzo dziękuję.
Lista utworów
01. Człowiek malarz
02. Okno w okno
03. Pod powiekami
04. Pan klasyk
05. Do przodu do tyłu
06. Koto
07. To co ukryte
08. Febellusz
09. Jasna noc nadrzeczna
10. Fryszerka
11. Sen pana Z